Cały czas byłem przekonany, że to po prostu, albo aż flaga. Flaga mojego kraju. Flaga Polski. I co najważniejsze, że każdy Polak ma do niej prawo, a nawet przywilej jej posiadania. Od kilku lat słuchając polityków zaczynam nabierać jednak co do tego przekonania sporych wątpliwości.

Wydawałoby się, że sprawa jest prosta. Flaga to flaga. Nie tak jak chociażby z proporcami zespołów piłkarskich. Tam od razu widać kto jest z kim i do kogo z sympatią mu bliżej. A jak teraz wywieszę swoją flagę, to nie wiadomo, czy właśnie przyłączyłem się do biało-czerwonej drużyny pani premier, bo chcę dobrej zmiany, czy też raczej założyłem barwy ochronne i tylko udaję, że jestem Polakiem, a tak naprawdę chcę być Europejczykiem bez narodowej przynależności. Szanse, że ktokolwiek pomyśli, że moja łopocąca flaga, to po prostu znak mojego zamiłowania do polskości, maleją. Za chwilę nikomu do głowy nie przyjdzie, że biało-czerwona flaga może oznaczać, to co naprawdę oznacza.

Ale co tam wywiesić flagę. Wyjść z nią na ulicę, to dopiero będzie za chwilę nie lada odwaga. Bo gdybym chociażby przeszedł z nią Krakowskim Przedmieściem dziesiątego dnia jakiegoś miesiąca, to na pewno od razu stanę się tym, który zawłaszcza sobie patriotyzm i wyklucza ze wspólnoty tych, którzy “nie wierzą w zamach”. No i jeszcze bym się dowiedział, że ponad wspólnotę stawiam “sektę smoleńską”. I ci, którzy bez żadnych skrupułów tak by mnie nazywali, sami strasznie by się oburzyli, gdybym z tą moją flagą pomaszerował z nimi. Z samego przyłączenia może by i się cieszyli, ale już na pewno nie z tego, że oni zostaliby wrzuceni do tego samego worka co i ja. Bo to przecież byłby już jawny dowód na to, że wcale nie bronię żadnej demokracji, tylko próbuję “obronić to, co było przez ostatnie osiem lat”. Maszerując ciągle z tą samą flagą, dowiedziałbym się, że to wcale nie wyraz protestu przeciwko łamaniu konstytucji, a tylko modlitwa o to, by Pan “raczył mi zwrócić ojczyznę dojną”.

A już nie daj Boże, dwie osoby z taką sama flagą jak ta moja staną naprzeciw siebie, to na pewno żadna z nich tej drugiej nie nazwie Polakiem, czy Polką. Przecież to, że ktoś idzie z taką samą flagą naprzeciw nas, a nie z nami będzie najlepszym dowodem, że jest albo zdrajcą, albo sprzedawczykiem, albo... Nie lubię używać niecenzuralnych słów, to zdanie zostawię niedopowiedziane.

I tak oto doszliśmy do momentu, w którym trzeba przypomnieć, że flaga miała mówić kto swój, kto nasz, kto należy do tej samej grupy narodowej. Chyba niestety tylko nad Wisłą możliwy jest taki scenariusz, że ta sama biało-czerwona flaga w ręku innej osoby oznacza, że to nasz śmiertelny wróg.