Cały czas byłem przekonany, że to po prostu, albo aż flaga. Flaga mojego kraju. Flaga Polski. I co najważniejsze, że każdy Polak ma do niej prawo, a nawet przywilej jej posiadania. Od kilku lat słuchając polityków zaczynam nabierać jednak co do tego przekonania sporych wątpliwości.
Wydawałoby się, że sprawa jest prosta. Flaga to flaga. Nie tak jak chociażby z proporcami zespołów piłkarskich. Tam od razu widać kto jest z kim i do kogo z sympatią mu bliżej. A jak teraz wywieszę swoją flagę, to nie wiadomo, czy właśnie przyłączyłem się do biało-czerwonej drużyny pani premier, bo chcę dobrej zmiany, czy też raczej założyłem barwy ochronne i tylko udaję, że jestem Polakiem, a tak naprawdę chcę być Europejczykiem bez narodowej przynależności. Szanse, że ktokolwiek pomyśli, że moja łopocąca flaga, to po prostu znak mojego zamiłowania do polskości, maleją. Za chwilę nikomu do głowy nie przyjdzie, że biało-czerwona flaga może oznaczać, to co naprawdę oznacza.