Partię rządzącą zaskoczyła chyba fala protestów, ale – co ważniejsze – po prostu nie zamierza zaliczać kontrowersyjnego projektu na własne konto. Michał Szułdrzyński pisze w „Rzeczpospolitej”, że „PiS cnotę stracił, ale rubelka nie zarobił”. A sprawa aborcji może zachęcić przeciwników PiS do zwiększania presji na rząd.
Zabawne jak owo aborcyjne ustępstwo (i to na etapie Komisji, a nie Sejmu) komentują publicyści „Gazety Wyborczej”. To dla nich oczywisty dowód na koniec rządów PiS. Wojciech Maziarski zna dokładny scenariusz tego pogrzebu, bo „już teraz wiadomo, że weszliśmy w schyłkową fazę dobrej zmiany”. Będą więc, zdaniem redaktora, kolejne rekonstrukcje rządu, posłowie i działacze szukający ucieczki z tonącej łajby, grupa parlamentarzystów występująca z klubu PiS. Aż wreszcie – „nagle się okaże, że partia rządząca ma mniej niż 50 procent mandatów. To otworzy drogę do powołania tymczasowego rządu technicznego, a potem – do przyspieszonych wyborów”. Tragiczny koniec miałby nastąpić jesienią przyszłego roku.