Natchniony wizytą na wystawie fotograficznej „Best of Russia 2009” opublikował w swoim blogu nagranie, w którym opowiada o swojej miłości do zdjęć i o tym, że pierwszym jego aparatem była sowiecka Smiena 8M.
Skarży się, że nie jest mu łatwo fotografować ludzi, bo na jego stanowisku mogłoby to wyglądać „dziwnie”. O fotografii mówi, że jej sens jest „w smutku nad cząstką czasu, której nie da się przywrócić”. Gdy wymienia nazwy marek i obiektywów, czuć w nim profesjonalistę. A kolejne kadry pokazują, jak pstryka piramidy, żyrafy, zaśnieżone szczyty...
O pasji Miedwiediewa świat dowiedział się niedawno. Na doroczną aukcję charytatywną w Petersburgu przekazał organizatorom jedno ze swoich zdjęć – widok Kremla w Tobolsku z lotu ptaka. Poszło spod młotka za rekordową kwotę 51 mln rubli (1,2 mln euro) – przebijając znacznie cenę licytowanego rok temu obrazka namalowanego przez Władimira Putina (37 mln rubli).
Niedługo potem, gdy prezydent jeździł na nartach w Krasnej Polanie pod Soczi, podjechał do niego młody człowiek, by poprosić o autograf na obiektywie swojego aparatu. Pomówił z głową państwa „jak fotograf z fotografem” i poskarżył się na zakaz robienia zdjęć profesjonalnym sprzętem na Kremlu i placu Czerwonym. Prezydent przyznał, że to „głupota”, i od przedwczoraj na Kremlu fotografowie amatorzy mogą swobodnie pstrykać. Teraz już nie tylko Miedwiediew kocha fotografię, ale i fotografowie – prezydenta.