Najbardziej prawdopodobną koalicją rządzącą, która za kilka tygodni przejmie władzę w naszym kraju, będzie koalicja Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym. Być może wspierać ich będą rebelianci z PiS i LiD, ale to politycy tych dwóch pierwszych partii stanowić będą trzon przyszłego gabinetu. Czy rozmowy i późniejsza współpraca między tymi ugrupowaniami będzie łatwa? Raczej nie.
O PSL pisano ostatnio mało, ale za to dobrze. Już niedługo będzie dokładnie odwrotnie – pisać się będzie dużo i źle. W czasie kampanii wyborczej Waldemara Pawlaka wychwalano pod niebiosa – za jego profesjonalizm, zamiłowanie do nowych technologii, opanowanie i spokój. PSL stało się ulubieńcem części mediów i komentatorów, którzy w tej partii upatrywali remedium na bolączki polskiego życia politycznego. Deklarowało chęć głosowania na tę formację coraz więcej osób, łącznie z prof. Leszkiem Kołakowskim.
Bo też przemiana Pawlaka jest prawdziwa i zdumiewająco pozytywna. Jeśli ktoś pamięta spiętego, uciekającego przed mediami, zastraszonego premiera z pierwszej połowy lat 90., musi się dziwić, widząc dziś wyluzowanego, sypiącego bon motami, świetnie ubranego lidera ludowców. Przed dziesięciu laty jąkał się przed kamerami, prowadził politykę całkowicie gabinetową, w sytuacjach publicznych zamieniał się w milczący głaz, łypiący na boki oczami w poszukiwaniu drogi ucieczki przed natrętnymi żurnalistami. Wówczas to opowiadano sobie dowcip, że do Polski przyjechali Japończycy z zamiarem kupienia Pawlaka, bo myśleli, że to wysokiej jakości robot. Dziś jest przeciwieństwem siebie samego sprzed lat – ta transformacja jest podziwu godna. I pozytywna.
Ale czy ten sam proces zaszedł także w samej partii? Czy podobnie zmienili się działacze Stronnictwa, czy doły partyjne przeszły tę samą transformację? Śmiem wątpić. Przemiana prezesa nie oznacza jakościowej zmiany całej partii – ona pozostała taka jak w latach 90. – marszałek Adam Struzik w dalszym ciągu lubi zwiedzać świat, zwłaszcza za pieniądze podatników, a poseł Marek Sawicki chętnie by sobie polobbował na rzecz uprawianych przez siebie biopaliw. Pomimo liftingu prezesa, PSL jest w dalszym ciągu siermiężne, jak było przed dekadą. Wciąż jest związkiem zawodowym mieszkańców wsi i dla nich, dla realizacji ich interesów jest w stanie zaryzykować dobro innych obszarów dobra publicznego.
Ofensywa PSL w miastach jest jedynie ułudą – ich poparcie poza obszarami wiejskimi jest minimalne, głosowanie na nich jest przyjemnością znaną właściwie jedynie mieszkańcom wsi. Świetnym tego dowodem jest los Łukasza Foltyna – twórca Gadu-Gadu, nowa twarz PSL, w stolicy nie zdobył mandatu. PSL pozostało i pozostanie wyrazicielem interesów i wizji ludzi zamieszkujących „świat za miastem”.