Rz: Niedawno Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu uznał, że Francja dopuściła się dyskryminacji, odmawiając samotnej kobiecie prawa do adopcji ze względu na jej homoseksualne skłonności. Czy rzeczywiście w procesie adopcyjnym orientacja seksualna nie powinna mieć znaczenia?
Wojciech Pytel: Wszystko ma tu znaczenie. Dzieci czekające na adopcję już raz zostały porzucone. Większość z nich pochodzi z rodzin żyjących na marginesie społeczeństwa i wymaga szczególnej troski. Dlatego proces adopcyjny, trwający na ogół około dziewięciu miesięcy (tyle co ciąża!), ma zapewnić porzuconemu dziecku miłość i bezpieczeństwo. Dobór rodziców musi być zatem bardzo staranny.
Skąd wiemy, że osoby homoseksualne nie będą potrafiły zapewnić dziecku bezpieczeństwa i miłości?
Przedstawiciele środowisk homoseksualnych często używają argumentu, iż oni też mają prawo do posiadania dzieci. Ale przecież zadowolenie czy satysfakcja pary lub osoby adoptującej dziecko jest elementem drugorzędnym. Głównym założeniem jest dobro dziecka. Kładziemy nacisk na to, by para starająca się o dziecko była w stanie stworzyć mu stabilny dom. Niestety, musimy się opierać na diagnozie pary i statystyce. I tak w większości przypadków, jeśli staż małżeński wynosi mniej niż np. pięć lat, wolelibyśmy, aby ta para jeszcze ze sobą pobyła, bo prawdopodobieństwo jej rozpadu jest większe niż tej, która jest ze sobą dłużej. Do tego dochodzi szereg zajęć z psychologiem, badań, wywiadów środowiskowych.
Czy to znaczy, że nawet gdyby homoseksualiści mieli prawo do adopcji dzieci, to nie przeszliby wszystkich wymaganych procedur?