Reklama

Układ według Millera

Minęła szósta rocznica upadku helikoptera Mi-8 z premierem Leszkiem Millerem.

Aktualizacja: 08.12.2009 19:56 Publikacja: 08.12.2009 19:55

Premier, jak wiemy, wyszedł z wypadku cało, głównie dzięki pilotowi, który z niezwykłym profesjonalizmem wylądował w ostatniej chwili gwałtownie tracącą sterowność maszyną na skrawku szkółki leśnej. Za ocalenie życia premierowi, szefowej jego gabinetu i parunastu innym osobom pilot ów został potem w majestacie prawa RP oskarżony o spowodowanie wypadku poprzez dopuszczenie do oblodzenia maszyny. Zrozumiał widać, że jakiś winny musi się znaleźć, bo sam się przyznał.

Przejrzałem raz jeszcze wszystkie dostępne w Internecie wypowiedzi Leszka Millera na ten temat. Były premier nie obnosi się z tym przekonaniem, ale ilekroć zapytano go wprost, odpowiadał: nie był to zwykły wypadek. Helikopter nie spadł sam z siebie.

– Kogo pan podejrzewa o dokonanie zamachu na swoje życie, panie premierze? – Nie mam dowodów pozwalających postawić publicznie takie oskarżenia. Koniec rozmowy.

Leszek Miller nie używa publicznie słowa "układ", a już zwłaszcza nie epatuje rozmówców, jak lubi to czynić jego polityczny przeciwnik Jarosław Kaczyński, zapewnieniami: gdybym wam mógł powiedzieć to, co wiem, toby wam oko zbielało! Ale jeśli uważnie przeczytać te skąpe wyjaśnienia, jakich udzielił, widać w nich tę samą – "paranoiczną", jak określił to ostatnio poseł PO – wizję III RP jako kraju, w którym jakieś potężne mafie bez trudu używają struktur państwa do swoich celów i miażdżą każdego, nawet wysokich urzędników państwowych, kto im przeszkadza, niszcząc go czy to propagandową kampanią, czy fizycznie.

Kaczyńskiemu Polacy nie wierzą z tych samych przyczyn, z których w "Małym Księciu" nie uwierzono w istnienie planetoidy B-612. Może więc warto by było namówić na zwierzenia Millera?

Reklama
Reklama

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/12/08/uklad-wedlug-millera/]Skomentuj[/link][/ramka]

Premier, jak wiemy, wyszedł z wypadku cało, głównie dzięki pilotowi, który z niezwykłym profesjonalizmem wylądował w ostatniej chwili gwałtownie tracącą sterowność maszyną na skrawku szkółki leśnej. Za ocalenie życia premierowi, szefowej jego gabinetu i parunastu innym osobom pilot ów został potem w majestacie prawa RP oskarżony o spowodowanie wypadku poprzez dopuszczenie do oblodzenia maszyny. Zrozumiał widać, że jakiś winny musi się znaleźć, bo sam się przyznał.

Reklama
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Reklama
Reklama