Aleksander Kwaśniewski, który dość przenikliwie analizuje scenę polityczną, mówi o realnej możliwości przejęcia władzy przez PiS. Bo „już widać znużenie Polaków Platformą. Wypalają się wciąż te same twarze i argumenty”. Konstatuje, że minimalny rozmiar porażki Jarosława Kaczyńskiego „jest źródłem długoterminowego optymizmu w środowisku PiS i w gronie jego zwolenników. Dlatego Jarosław Kaczyński mówi już o wyborach samorządowych i parlamentarnych. I jego wygrana przy bierności PO jest całkiem możliwa”.
Były prezydent zarazem ma rację i jej nie ma. Ma, bo znużenie (może raczej – znudzenie) Polaków rządami PO jest istotnie odczuwalne. Kaczyński osiągnął wynik, o którym przed 10 kwietnia zwolennik PiS mógł tylko marzyć. Co więcej – nie był to prosty efekt smoleńskiej traumy, na co wskazuje fakt, że bezpośrednio po katastrofie jego notowania nie były najwyższe – rosnąć zaczęły potem, na skutek kampanii. Ostatecznie druga tura przyniosła Kaczyńskiemu wynik niemal dwukrotnie lepszy, niż wskazywały pierwsze sondaże. To sukces tym bardziej znaczący, że odniesiony przez polityka „cieszącego się” ogromnym elektoratem negatywnym, wzbudzającego silne, złe emocje dużych segmentów społeczeństwa.
Co również istotne – w trakcie kampanii spadł poziom braku zaufania do Kaczyńskiego. Były premier został natomiast liderem rankingu w kategorii „podziw”.
W górę poszły również sondaże partyjne PiS – a przypomnijmy, że pierwsze notowania Kaczyńskiego były niższe niż jego ugrupowania. Widać więc wyraźnie, że lider PiS i jego formacja mają potencjał pozwalający im myśleć o zwycięstwie w przyszłorocznych wyborach. To na razie tylko potencjał. A potencjał można, jak wiadomo, wykorzystać albo zmarnować.
[srodtytul]Mobilizacja metropolii[/srodtytul]