Teraz pisze:
Strach jest w polityce elementem stałym. Strachowi polityka, że przegra wybory, towarzyszy strach wyborcy albo przed rzeczywistością, której ma dość, albo przed zmianą, która zawsze niesie ryzyko. Te dwa strachy karmią się wzajemnie i podtrzymują. (...) Polskie kampanijne strachy to swego rodzaju upiorne, narodowe dziedzictwo, zombie wypuszczone z krypty z okazji kolejnych wyborów.
Paradowska twierdzi, że to PiS przejął rolę partii straszącej wyborców:
To na Prawie i Sprawiedliwości, a przede wszystkim na jego liderze spoczywa obowiązek ściągnięcia z masztów tych białych flag, które co krok wywiesza Donald Tusk. Wprawdzie panu Tuskowi nie wypomina się już głośno dziadka z Wehrmachtu (tamten siew okazał się w swoim czasie owocny, co znaczy, że grunt solidnie przez lata nawożono), ale brak patriotyzmu oraz chęć służenia obcym i owszem. Lekcję o spisku Tuska z Putinem przerabialiśmy przez kilka miesięcy i na razie korepetycje zawieszono, natomiast dużo słyszymy o dramatycznie podobno niskiej pozycji Polski w Europie oraz próbach brylowania na salonach zamiast załatwiania polskich spraw. Tak więc jako naród znów zostaliśmy wezwani do stanięcia w szyku bojowym i twardej walki na wszystkich frontach w obronie biało-czerwonej.
Według Paradowskiej strachy nie zmieniają się od lat: