Hełoł ajm Bronisław - tak zapewne mogły brzmieć słowa powitania prezydenta Komorowskiego, który w asyście oficerów BOR zawitał na pokład rejsowego lotu do USA.

Amerykanie nie mogli uwierzyć, że prezydent może latać czymś innym niż odpowiednikiem ich amerykańskiego Air Force One. Kręcili głowami ze zdziwienia i dopytywali polskich pasażerów, czy to na pewno prezydent. Bronisław Komorowski rozwiał wszelkie wątpliwości. Życzę dobrego lotu, dolecimy spokojnie -zapewniał. Tuż po lądowaniu znów się odezwał: Chciałem serdecznie podziękować wszystkim pasażerom za podróż przez Atlantyk, podziękować też kapitanowi i całej załodze, że nas szczęśliwie dowieźli na miejsce - mówił.

Fajnego mamy tego naszego prezydenta. Nie dość, że umie zrezygnować z polowania, zna się na żyrandolach i pływa bez kapoka, jak prawdziwy twardziel, to jeszcze umie się zachować w samolocie. Swoją drogą Ci amerykanie to są jacyś dziwni. Niby kolebka demokracji, a nie wiedzą, że prezydent powinien być zawsze z narodem. Barack Obama powinien brać przykład z naszego Bronisława.