Reklama

Wszystko się zmienia, konstytucja też powinna

Obecna konstytucja obowiązuje od 15 lat. W tym czasie została znowelizowana dwukrotnie.

Publikacja: 03.05.2012 22:27

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Zaledwie dwukrotnie – chciałoby się dodać, przy czym raz była to nowelizacja najzupełniej kosmetyczna (kwestia europejskiego nakazu aresztowania). Jeśli do tego dodamy, że ilość ustaw, skierowanych w tym czasie do Trybunału Konstytucyjnego wcale nie jest duża, możemy dojść do wniosku, iż ustawa zasadnicza dobrze zdała próbę czasu, jest po prostu bardzo dobra, a więc jej zmiany nie są potrzebne.

Nie byłaby to jednak konstatacja słuszna. Nawet bowiem, jeśli odrzucić daleko idące a formułowane z pozycji ideologicznych krytyki konstytucji (zarzuty „chaosu aksjologicznego” itd.) to trzeba zauważyć, że od 1997 roku Europa i Polska zmieniły się. Pewne wyzwania i zagrożenia, 15 lat temu nie istniejące lub słabo uświadamiane, stały się znacznie silniejsze.

W tej sytuacji, jak sądzę, warto zastanowić się nad nawet i fundamentalnymi zmianami w ustawie zasadniczej.

Wroga kohabitacja

Zacznijmy od kwestii zasadniczej, jaką w moim rozumieniu jest pozycja prezydenta i relacje między nim a rządem. W tej materii już w czasie prac nad obecną konstytucją formułowano obawy, wynikające głównie ze złych doświadczeń, jaką w tej mierze była prezydentura Wałęsy. Zwyciężyło jednak przekonanie, że zmiana dość chaotycznych relacji, wytworzonych na skutek obowiązywania wielokrotnie zmienianej konstytucji PRL oraz „małej konstytucji”, w relacje bardziej koherentne i uporządkowane w ramach nowej, powstającej w jednym momencie jako jeden, dopracowany akt prawny konstytucji sprawi, że tarcia kompetencyjne między tymi urzędami nie będą już możliwe.

Rzeczywistość niestety zaprzeczyła temu optymistycznemu scenariuszowi. O obecnej konstytucji można powiedzieć, że jest dobra na czasy, w których między prezydentem a rządem panują relacje dobre lub przynajmniej względnie dobre (jak w okresie rządów braci Kaczyńskich lub Tuska i Komorowskiego). Kiedy jednak zaczynamy mieć do czynienia z tzw. kohabitacją wrogą, a tego nie można wykluczyć, wszystko się sypie, a państwo poddawane jest szkodliwym wstrząsom.

Reklama
Reklama

Niezależnie od tego jak oceniamy odpowiedzialność obu stron za sytuację, w której Trybunał Konstytucyjny musiał orzekać o zasadach obecności prezydenta na szczytach unijnych, trudno owej sytuacji nie określić mianem groteski. Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller oceniali wówczas, że „to nie konstytucja a ludzie są winni sporu”. Może i tak, smutnym faktem jest jednak że ludzie i narody mają swoje określone cechy, a w tym konkretnym wypadku znaczy to, iż w wypadku „wrogiej kohabitacji” obie strony będą używać wszelkich środków, aby zaszkodzić stronie drugiej.

Konstytucja mogłaby to zmienić. Bowiem jeśli chodzi o relacje między prezydentem a premierem obecna ustawa zasadnicza tworzy sytuację patologiczną. Trudno inaczej określić fakt, że dając głowie państwa niewielkie w sumie kompetencje, wyposaża go zarazem w gigantyczny mandat wyborów powszechnych. Daje więc prezydentowi niepisane, moralne prawo do traktowania się jako co najmniej równego całemu parlamentowi. W takiej sytuacji nawet Mahatma Gandhi musi popaść we frustrację i zacznie przejawiać chęć do walki z rządem.

Sytuacji tej trzeba położyć kres – poprzez zniesienie instytucji powszechnych wyborów prezydenta. Oczywiście, można byłoby zrobić to niejako w drugą stronę – poprzez znaczące rozszerzenie uprawnień głowy państwa. Ale w obecnym układzie politycznym byłoby to chyba trudniejsze.

Wiąże się z tym inna sprawa – konieczność maksymalnej precyzacji przepisów konstytucyjnych. W Polsce jest ona, niestety, niezbędna, nie można bowiem za bardzo liczyć na instynkt przyzwoitości polityków. Jeśli tuż po ostatnich wyborach Donald Tusk mógł spróbować złamać (grzecznie nazywa się to obejściem) ustawę zasadniczą (propozycja niepowoływania nowego rządu po wyborach), to trzeba wyciągnąć z tego wnioski. W konkretnej polskiej rzeczywistości nie sposób liczyć na to, że jakakolwiek konstytucyjna szczelina będzie przez kogokolwiek potraktowana z jakąkolwiek dozą dobrej woli. Wszystkie takie szczeliny muszą być załatane.

Zabezpieczenia unijne

Inną dziedziną, która wymaga zmian w ustawie zasadniczej jest kwestia relacji Polski z Unią Europejską. W 1997 r. Unia była inna, w międzyczasie unijne instytucje zaczęły uzurpować sobie kolejne kompetencje. Jest to sprzeczne z duchem Unii i zasadą pomocniczości, grozi rozciągnięciem na Polskę szeregu przepisów, sprzecznych z naszym interesem lub kulturową tożsamością.

Tymczasem polska konstytucja nie stwarza warunków do obrony ani tego, ani tego. Nie ma w niej wystarczających zabezpieczeń, sprawia to wrażenie, jakby jej twórcy albo milcząco zakładali, że tzw.”proces europejski” będzie się szczęśliwie toczył bez żadnych ingerencji ze strony państw narodowych aż do jakiegoś ostatecznego finału (państwo europejskie?), albo też – że w pewnym momencie zatrzyma się on jakoś tak, sam z siebie.

Reklama
Reklama

Potrzebne jest, jak sądzę, jasne i mocne zapisanie w polskiej ustawie zasadniczej prawa Trybunału Konstytucyjnego do badania zgodności regulacji europejskich z konstytucją naszego kraju. Uważam, że należałoby również zawrzeć w konstytucji zasadę jej nadrzędności nad prawem unijnym. Niezbędne jest moim zdaniem wprowadzenie regulacji w duchu słynnego orzeczenia niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego ws.traktatu lizbońskiego, w którym nakazał uzyskiwanie przy każdej decyzji o dalszym przekazywaniu kompetencji narodowych strukturom unijnym zgody obu izb parlamentu.

Polski Trybunał Konstytucyjny powinien zyskać też prawo do badania orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, a także do badania zgodność z polskim prawem europejskiego prawa wtórnego (rozporządzenia, dyrektywy). A określona grupa posłów lub senatorów – do zaskarżania przepisów prawa unijnego do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (taką możliwość ma parlamentarna opozycja w Niemczech i Francji).

Kontrolna funkcja opozycji

Możliwość działania parlamentarnej opozycji należy, moim zdaniem, zwiększyć na jeszcze jednej płaszczyźnie. Jedną z podstawowych funkcji opozycji jest funkcja kontrolna. W warunkach ostrego konfliktu politycznego z rządzącą większością możliwości wypełniania przez opozycję tej funkcji mają tendencję do bycia redukowanymi w okolice zera.

Aby zmienić tę sytuację, można na przykład rozważyć możliwość wyposażenia określonej (dużej, lecz mniejszościowej) grupy posłów w prawo do powołania sejmowej komisji śledczej do zbadania jakiejś sprawy. Tak jest m.in.w Portugalii i Czechach. Oczywiście, opozycja nie mogłaby monopolizować składu tej komisji. Ale samo zniesienie ewentualności, że sejmowa większość zablokuje powołanie komisji, dobrze służyłoby demokracji i przejrzystości działań władz państwowych. Warto też pomyśleć, wzorem Niemiec i Hiszpanii, o wyposażeniu niektórych stałych komisji parlamentarnych w uprawnienia śledcze.

Inną dziedziną, w której od 1997 roku zmieniło się wiele, jest kwestia praw obywatelskich jeśli chodzi o sferę szeroko rozumianej inwigilacji, zbierania danych, utajniania i udzielania obywatelom informacji, itd. Rozwój technologiczny stwarza tu zagrożenia, 15 lat temu niemal nie istniejące. Dowodzi tego szereg spraw, wymieńmy przykładowo kwestię ustawy o systemie informacji oświatowej (gromadzenie danych, w tym wrażliwych, dotyczących wszystkich uczniów) jak i ustawy o dostępie do informacji publicznej (słynna senacka „wrzutka” Platformy, ułatwiająca władzom odmawianie dostępu do szeregu rodzajów wiadomości dotyczących działań rządzących, uznana przez TK za niekonstytucyjną ale wyłącznie ze względu na tryb jej uchwalenia).

Obecnie kwestie te normują zapisy art.51 i 61 konstytucji. Ich treść jest jak najbardziej słuszna, wymagają one jednak, moim zdaniem, wzmocnienia i uszczegółowienia. Praktyka pokazuje bowiem, że ogólnikowość zapisów stwarza rządzącym kolejne pokusy prawnego „rozpychania się” i zmniejszania zakresu naszej wolności. A obrona tej wolności jest przecież podstawową funkcją Konstytucji.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Polska może być celem Putina. Dlaczego gdy potrzeba jedności, Konfederacja się wyłamuje?
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Hołd lenny prezydenta Nawrockiego
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jak Tusk i Kaczyński stali się zakładnikami Mentzena i Bosaka
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Narada Tuska i Nawrockiego przed spotkaniem z Trumpem w cieniu Westerplatte
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki potwierdził na Radzie Gabinetowej, jaki jest jego główny cel
Reklama
Reklama