Wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej w PRL stwierdza, że pomysł Boniego nie jest nowy:
Takie metody już stosowano w czasach komunistycznych, kiedy władze państwowe, chociaż pod inną przykrywką, starały się cenzurować wszystko to, co jest wypowiadane na ambonach w kościołach. Wtedy powoływano się na bezpieczeństwo kraju, budowanie socjalizmu, używano różnych innych określeń. Myślę, że to fatalny pomysł ministra Boniego, który bardzo źle wróży na przyszłość.
I dodaje:
Oczywiście, minister Boni jest bardzo wybiórczy w kwestii mowy nienawiści, bo w ogóle nie reaguje na to, co mówią jego partyjni koledzy. Wystarczy wspomnieć choćby słowa Radosława Sikorskiego o dożynaniu watahy czy to, w jaki sposób Stefan Niesiołowski wyraża się o swoich adwersarzach, politycznych przeciwnikach. Myślę, że minister Boni najpierw powinien zacząć od swojego partyjnego środowiska. Wracając do Kościoła, to trzeba pamiętać, że przecież wielokrotnie wypowiadał się on przeciw mowie nienawiści. Trudno domagać się od niego, by po raz setny powtarzał to samo. Jasne, może to zrobić, ale przecież to oczywiste.
Isakowicz-Zaleski przypomina: