Uroczo wygląda polityka partyjna na szczeblach lokalnych. Korupcja, układziki, drobni cwaniaczkowie, a nawet pikantne wątki obyczajowe - mamy tam wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać od dobrego filmu (szczególnie z gatunku kina mafijnego). Dlatego jesteśmy dozgonnie wdzięczni ludziom, którzy ukazują nam w całej okazałości uroki tej polityki: m.in. śląskiej radnej Dorocie Połedniok(ex-PO), Sławomirowi Nitrasowi (jak dotąd jeszcze PO), Wojciechowi Serafinowi (PSL) i wielu innym, którzy w ostatnim czasie wzbogacali naszą wiedzę. Dziś do tej skarbnicy możemy dziś dołożyć dwie kolejne historie.
Pierwsza opowieść to właściwie współczesna inscenizacja mitu o Edypie. W rolach głównych poseł PO Paweł Olszewski wraz z matką, oraz bydgoski Urząd Skarbowy. W roli chóru dziennikarka, która według samego posła jest asystentką posła PiS. Zapowiada się nieźle prawda?
(Zastrzeżenie: Do niniejszej historii należy podchodzić sceptycznie. Poseł Olszewski twierdzi, jest ona wytworem wyobraźni urzędniczki z US, która na piśmie się do tego przyznała)
Cała rzecz zaczyna się od podatku od sprzedaży mieszkania - w kwocie 6 tys. zł - który uiścić miał poseł Olszewski w 2010 roku. Dalsze szczegóły zdradza portal Bydgoszcz24.pl
Inspektor skarbowy Lucyna Milska wysłała do Olszewskiego wezwanie do stawiennictwa. Brak reakcji. Po kolejnym wezwaniu poseł zadzwonił i obiecał przybycie. Słowa dotrzymał, ale nie pojawił się u urzędniczki, tylko od razu skierował kroki do dyrekcji. Sprawą rozliczenia sprzedaży nieruchomości przez posła PO zajął się osobiście zastępca naczelnika Pierwszego Urzędu Skarbowego, a dokumenty przekazywała Lucynie Milskiej kierownik referatu.