Za kilka dni gotowe będą wstępne listy kandydatów PO do parlamentu. Zarząd partii ma je zatwierdzić na początku sierpnia. To wyjątkowo gorący czas w Platformie. Po pierwsze, trwa zażarta walka obecnych posłów o jak najlepsze lokaty. Jako że partia uzyska znacznie gorszy wynik niż w wyborach w latach 2007 i 2011 – gdy osiągnęła po ok. 40 proc. poparcia – część obecnych posłów będzie musiała zrobić sobie przymusowe wakacje od polityki. Po drugie, partia jest w wyraźnej defensywie od czasu wybuchu afery taśmowej.
W połowie czerwca Ewa Kopacz usunęła ze stanowisk państwowych wszystkich polityków PO, którzy zostali nagrani. Uznała, że każda kolejna taśma ujawniona w kampanii będzie szkodzić rządowi i Platformie.
Jednak większość usuniętych z rządu pełni ważne funkcje w partyjnej hierarchii. Odeszło czterech regionalnych baronów: minister skarbu Włodzimierz Karpiński (Lubelszczyzna), wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski (Zachodniopomorskie), wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz (Śląsk) oraz minister sportu Andrzej Biernat (Łódzkie), który jest także szefem partyjnych struktur. Biernat ma dodatkowe problemy, bo po piętach depcze mu CBA.
W dodatku pod koniec kwietnia Kopacz odwołała ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka podejrzewanego o uzyskanie niezgodnie z prawem pozwolenia na broń. A Grabarczyk to wiceszef partii i – wraz z Biernatem – lider silnej partyjnej frakcji zwanej „spółdzielnią".
Kopacz chciała skłonić zdymisjonowanych, aby nie startowali w wyborach, bo mogą zaszkodzić PO. Tyle że poza Radosławem Sikorskim i Jackiem Rostowskim nikt rezygnować nie zamierza.