Czwartkowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Trybunału Konstytucyjnego rozbudził w politykach całkiem nowe talenty bajkopisarskie. Weźmy liderów PiS, bo oni mają najtrudniej. Ponieważ Trybunał uznał, że trzech z pięciu sędziów z nadania PO zostało wybranych zgodnie z prawem, więc politycy PiS stanęli przez karkołomnym zadaniem udowodnienia, że właściwie to wcale tak nie jest.
Oto Jacek Sasin, były kandydat na prezydenta Warszawy i obecny na jakąkolwiek rządową posadę:
— Trybunał nie ma prawa wypowiadać się w sprawie samego wyboru sędziów, a ten był nieważny — oświadczył w TVN24 Sasin, z wykształcenia historyk. — To jest opinia sędziów Trybunału, a nie coś, co przeważa.
Trudno o większą bzdurę. Trybunał badał ustawę autorstwa PO, na podstawie której partia ta tuż przed wyborami wybrała pięciu sędziów TK. A zatem badał nie wybór, tylko jego podstawę prawną — ustawę. A zgodnie z Konstytucją, „Trybunał Konstytucyjny orzeka w sprawach „zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją”. Gdyby tylko Sasin obejrzał jakąkolwiek rozprawę Trybunału, zauważyłby też, że sędziowie nigdy nie wypowiadają się w swoim indywidualnym imieniu („ja uważam...”), tylko w imieniu Trybunału („Trybunał uważa...”).
Najważniejsze jest jednak to, że orzeczenie trybunału — wbrew słowom posła — coś jednak przeważa. Znów sięgnijmy do Konstytucji — „orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne”.