Robert Brylewski odszedł w ostatnią niedzielę, 3 czerwca, w wieku 57 lat. Jak napisali w sieci jego najbliżsi, zmarł po kilkutygodniowej śpiączce, spowodowanej ciężkim urazem. Jak się okazało, w styczniu został brutalnie pobity przez 41-letniego Tomasza J. Miał poważne obrażenia głowy, przeszedł operację w szpitalu. Potem odwiedzał placówki medyczne jeszcze dwukrotnie. Zmarł w Centralnym Szpitalu Klinicznym Ministerstwa Obrony Narodowej przy ul. Szaserów w Warszawie.
Po śmierci Brylewskiego Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Północ, która prowadzi postępowanie dotyczące jego pobicia, zarządziła sekcję zwłok muzyka. Odbyła się ona w czwartek. Została już zakończona.
- Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika, że przyczyną śmierci mężczyzny była – ogólnie mówiąc - niewydolność krążeniowo-oddechowa. Na tym etapie jednak przeprowadzający sekcję nie jest w stanie podać bezpośredniej przyczyny śmierci i określić czy była następstwem wcześniejszego pobicia. Będzie to jeszcze przedmiotem dalszych badań. Na ostatecznie ich wyniki trzeba będzie poczekać jakieś dwa-trzy miesiące - mówi Onetowi prok. Edyta Szczykutowicz, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga – Północ.
41-letni Tomasz J., który pobił Brylewskiego, wkrótce potem został zatrzymany. Zostały mu przedstawione dwa zarzuty – stosowania przemocy w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania oraz spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Obecnie przebywa w tymczasowym areszcie, na obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Czy w związku ze śmiercią muzyka zarzuty zostaną zmienione?
- Jest to oczywiście rozważane, ale decyzja zapadnie dopiero po ostatecznych wynikach sekcji zwłok. Wszystko wskazuje na to, że do tego czasu Tomasz J. pozostanie w areszcie – podkreśla prok. Edyta Szczykutowicz.