Jeżeli sieci handlowe nie zdecydują się zrezygnować z części zysków, co wydaje się mało prawdopodobne, to negatywne skutki wprowadzenia podatku obrotowego odczują firmy spożywcze, a w konsekwencji także rolnicy – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ). – Stanie się tak zarówno wtedy, gdy zdrożeje żywność, jak i gdy zaostrzy się presja cenowa na dostawców.
W to, że detaliści odważą się podnieść ceny, nie wierzy też Monika Kurtek, główny ekonomista Banku Pocztowego. – Wejście w życie podatku od sprzedaży detalicznej spowodować może tylko nieznaczny wzrost cen produktów żywnościowych w sklepach. Sprzedawcy, chcąc zachować konkurencyjność, wymuszać będą raczej obniżki cen na producentach – mówi Monika Kurtek. – Co więcej, jeśli podatek wszedłby w życie w połowie roku, czyli na początku sezonowych spadków cen żywności, efekt podwyżek wynoszących od 0,1–0,2 pkt proc. mógłby być w ogóle niewidoczny w danych GUS.
Zdaniem Grzegorza Łaptasia, dyrektora w dziale doradztwa PwC, podatek przerzucą na producentów największe sieci. Ci z kolei m.in. podniosą ceny nowo wprowadzanych produktów. Stanie się to jednak nie wcześniej niż rok po wejściu w życie nowej daniny.
Andrzej Kowalski uważa, że znacząca podwyżka cen detalicznych grozi wyhamowaniem konsumpcji. W grupie podwyższonego ryzyka są przetwory mleczarskie, których spożycie spada w okresie wzrostu cen.
Wymuszanie obniżek na przetwórcach czy też ograniczona możliwość podnoszenia cen w momencie zwyżki na rynku surowców oznacza natomiast pogorszenie i tak słabej opłacalności produkcji żywności w Polsce. W najgorszej sytuacji mogą się znaleźć zdaniem dyrektora IERiGŻ sektory mleczarski, mięsny czy owocowo-warzywny, które już teraz osiągają niewielkie rentowności.