Widmo kolejnych podwyżek zawisło nad polską gospodarką. Podczas gdy uwaga opinii publicznej w ostatnich latach skupiała się głównie na cenie czarnej energii, rok 2026 przyniesie rewolucję w tej części rachunku, na którą przedsiębiorcy mają teoretycznie mniejszy wpływ – w opłatach dystrybucyjnych. Urząd Regulacji Energetyki (URE) w grudniu 2025 roku zatwierdzi nowe taryfy dla operatorów, jednak już teraz wiadomo, że skala podwyżek uderzy zarówno w przemysł energochłonny, jak i sektor MŚP.
Opłata mocowa w górę o ponad 50 proc.
Największym obciążeniem w strukturze przyszłorocznych kosztów będzie gwałtowny wzrost opłaty mocowej. Dla odbiorców biznesowych (grupy taryfowe inne niż G) stawka ta ma wzrosnąć z obecnych 0,1412 zł/kWh do poziomu 0,2194 zł/kWh (czyli 219,40 zł/MWh). To skok o blisko 55 proc.
Warto pamiętać, że opłata ta naliczana jest za energię pobraną w godzinach szczytu, czyli między 7.00 a 22.00 w dni robocze. Dla firm pracujących w systemie jedno- lub dwuzmianowym oznacza to, że niemal całe ich zużycie zostanie obłożone drastycznie wyższą daniną.
To jednak nie koniec złych wiadomości. W górę pnie się również opłata kogeneracyjna, która ma wzrosnąć z 3 zł/MWh do 4,36 zł/MWh netto (wzrost o blisko 50 proc.). Niewiadomą pozostaje ostateczna wysokość opłaty OZE, która również ma ulec podwyższeniu. Jedynym „światełkiem w tunelu” jest wygasająca 1 stycznia 2026 roku tzw. opłata przejściowa, jednak jej zniknięcie tylko w niewielkim stopniu zniweluje zwyżki pozostałych składników.
MŚP w kleszczach kosztów
Skumulowany wzrost opłat systemowych może podnieść koszty usług dystrybucyjnych na fakturach nawet o 50 proc. Dla dużych zakładów przemysłowych każdy dodatkowy grosz na kilowatogodzinie przekłada się na dziesiątki tysięcy złotych strat rocznie. Jednak dramat rozgrywa się także w skali mikro.
Właściciele małych firm, takich jak piekarnie czy zakłady przetwórcze, alarmują, że koszty energii stają się barierą nie do przeskoczenia. Przy obecnych rachunkach rzędu 3200 zł miesięcznie za prąd w małej piekarni kolejna podwyżka wymusi przerzucenie kosztów na klienta końcowego. To prosty mechanizm proinflacyjny – wyższy rachunek za dystrybucję oznacza droższy chleb, usługi i produkty. Polskie firmy, które już teraz zmagają się z jednymi z najwyższych kosztów energii w UE, tracą konkurencyjność na tle zagranicznych rywali.
Brak tarcz, powrót do rynkowej rzeczywistości
W przeciwieństwie do lat ubiegłych rok 2026 nie przyniesie przedsiębiorcom systemowych tarcz osłonowych. Biznes został pozostawiony sam sobie. Organizacje pracodawców apelują o reformy, wskazując, że dławienie gospodarki opłatami przesyłowymi to droga donikąd. W tle toczy się dyskusja nad poselskim projektem ustawy „Tani prąd”, zakładającym m.in. zawieszenie opłat, jednak na ten moment brak gwarancji szybkich zmian legislacyjnych.
Audyt albo wysokie koszty
W obliczu braku wsparcia państwowego jedyną skuteczną bronią przedsiębiorców staje się optymalizacja.
– Z naszych analiz w Polskim Markecie Energetycznym wynika, że aż 60 proc. firm w Polsce nie weryfikuje systematycznie swoich profili zużycia energii. To błąd, który w 2026 roku będzie kosztował krocie – wskazuje Konrad Osiński, prezes zarządu Polskiego Marketu Energetycznego.
Kluczem do przetrwania będzie dostosowanie parametrów dystrybucyjnych. Firmy muszą zweryfikować zamówioną moc, by uniknąć kar za przekroczenia, oraz przeanalizować możliwość przesunięcia części energochłonnych procesów poza godziny szczytu (7.00–22.00). Inwestycje w OZE i magazyny energii przestają być kwestią wizerunku, a stają się twardym wymogiem ekonomicznym.
– Ci, którzy prześpią moment na audyt energetyczny, w nowy rok wejdą z rachunkami, które mogą zachwiać ich płynnością finansową – ostrzega prezes Osiński.
Materiał Partnera