Jednym z bogactw okolic Łeby są pokłady torfu. Przed laty Andrzej Strzechmiński, kiedyś oficer marynarki handlowej, a obecnie burmistrz Łeby, wpadł na pomysł, by torf drogą morską eksportować do Holandii. Sprawa rozbiła się o transport. Do portu w Łebie wchodzić mogą bowiem statki tylko do 50 m długości, za małe, by eksport się opłacał.
Nie tylko torf
Niepowodzenie z torfem to tylko jeden z powodów, że samorząd Łeby nie kwapi się z przejęciem od państwa leżących w sercu miasta terenów portowych. Możliwość komunalizacji małych portów istnieje już od 1996 r. Dotychczas z 30 małych portów morskich i położonych nad zalewami Wiślanym i Szczecińskim samorządy przejęły 12. W niektórych miejscowościach komunalizacja nie jest nawet planowana.
Burmistrz Łeby nie ukrywa rezerwy.
– Przymierzamy się do komunalizacji ostrożnie. Port może być dla miasta szansą, ale także kłopotem. Trudno przewidzieć, jakie będzie miał warunki rozwoju w dłuższej perspektywie. Znaczenie starych portów spada, nowe porty handlowe buduje się na morzu – wyjaśnia.
Za przejęciem portu przemawia potrzeba większego zróżnicowania gospodarki miasta, ograniczonej dziś do sezonowej monokultury turystycznej. Przeciw – fakt, że Łeba to mały port, który w czasach współczesnych nie pełnił funkcji handlowych. O połowę, do 50, spadła liczba kutrów rybackich, a otwarte w ub.r. nowoczesne Centrum Skupu Ryb nie kupiło dotychczas podobno ani kilograma. Nie spełniły się oczekiwania związane z wybudowaną przed kilkunastu laty za 120 mln zł ze środków przedakcesyjnych najnowocześniejszą wówczas nad polskim Bałtykiem mariną.