O Silje Garmo zrobiło się głośno kilka dni temu, gdy Ministerstwo Spraw Zagranicznych podało informację o swojej decyzji. Kobieta wystąpiła o azyl w Polsce w 2017 r. Uciekła z Norwegii, bo obawiała się, że norweski Urząd ds. Dzieci (Barnevernet) odbierze jej trzymiesięczne wówczas dziecko. Powodem zainteresowania Urzędu sytuacją dziewczynki był donos, że matka nadużywa leków przeciwbólowych. Potem kobiecie zarzucono jeszcze "chaotyczny styl życia" i stwierdzono u niej zespół przewlekłego zmęczenia.
Dziś Silje Garmo wraz z córeczką wzięły udział w konferencji prasowej zorganizowanej przez Instytut Ordo Iuris, którego prawnicy zaangażowali się w obronę Norweżki.
- Rozmawiamy o problemie, który ma charakter systemowy. Dotyczy on w tej chwili jednej czwartej dzieci w Norwegii. Są one odbierane rodzicom najczęściej na podstawie bardzo błahych przesłanek. Rzadko chodzi o problemy z najszerzej nawet rozumianą przemocą. Dużo częściej pretekstem do odebrania dziecka jest wątpliwie interpretowany „brak kompetencji rodzicielskich – powiedział dr Tymoteusz Zych, członek zarządu Ordo Iuris.
Sprawę walki Norweżki o zapewnienie bezpieczeństwa sobie i dziecku przybliżył adw. dr Bartosz Lewandowski.
– Urząd ds. Cudzoziemców jednoznacznie stwierdził oczywiste naruszenie prawa Silje Garmo i jej córki do ochrony życia prywatnego. W decyzji Urzędu podkreślono, że postępowanie Barnevernet jest krzywdzące. Ten system wykazuje wiele patologii. W przypadku Silje Garmo istniało groźba odebrania córki jeszcze przed narodzeniem ze względu na coś, co określano mianem "chaotycznego trybu życia". Z tego względu Urząd ds. Cudzoziemców zarekomendował przyznanie azylu i zwrócił się w tej sprawie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych – wskazał prawnik.