Tak, wigor. Śledztwo, proces sądowy to trudna praca, czasami wręcz walka, która bez zaangażowania śledczych i prokuratury nie ma szans na powodzenie. A wtedy postępowania stają się pozorne.
W ostatnim ćwierćwieczu wolnego i demokratycznego państwa nie brakowało aresztowań. Więzienia były nawet przepełnione, ale pospolitymi przestępcami. Śledztwa i procesy przeciwko ludziom ze świecznika wlokły się i wlokły. Do tej grupy należą też adwokaci, choćby dlatego, że są otrzaskani w prawie, znają fortele i furtki, o których Kowalskiemu się nie śni.
Ludzie gotowi do łamania prawa zawsze się znajdą, także w profesjach, od których możemy wymagać więcej. A brylują zwłaszcza wtedy, gdy wykrywalność przestępstw jest niska i skuteczność osądzenia szwankuje. Często oglądaliśmy to w III RP. Mogliśmy obserwować prokuratorów w sali sądowej czy nawet przed kamerami mówiących drętwym językiem, sprawiających wrażenie, że nie pasuje do nich prokuratorska toga, jakby nie chcieli oskarżać. Ktoś powie, że może pracowali dużo za prokuratorskim biurkiem, że wszystko napisali w akcie oskarżenia. Trudno jednak w to uwierzyć, zwłaszcza gdy głośne wnioski o areszt czy oskarżenia nie miały potwierdzenia w sądzie.
Czas najwyższy, żebyśmy oglądali sprawnych prokuratorów i sprawne śledztwa, dobre skutki połączenia prokuratury z resortem, co trwa już od ponad roku. Mamy prawo oczekiwać na efekty pracy sześciu tysięcy dobrze opłacanych prokuratorów, wymagać od nich energii takiej jak u wynajętych adwokatów. Tylko wtedy możemy bowiem mówić o równości broni przed sądem, o prawidłowym procesie.
Doprowadzając do aresztowania adwokatów, prokuratura pokazała pazur, ale jej zarzuty muszą się jeszcze potwierdzić przed sądem.