Pod warunkiem że inicjatorowi tej niewątpliwie precedensowej sprawy starczy wytrwałości. Jak na razie były kandydat na prezydenta jest wciąż mocno zirytowany i nie przebiera w słowach: – To są oszuści, którzy powinni siedzieć w więzieniu, za pieniądze wpływają na wynik wyborów – mówił jeszcze wczoraj dziennikarzowi „Rz”.
Ma w szczególności pretensje do firmy Homo Homini za to, że w sondażu dawała mu 1 proc. głosów, a Andrzejowi Olechowskiemu ponad 5 proc., tymczasem w wyborach to on znalazł się na lepszym, czwartym miejscu i dostał 2,48 proc. głosów, a Olechowski na szóstym (1,44 proc.).
Wraz z prawnikami JKM szuka paragrafu, a resztą – jak mówi – niech martwi się prokuratura. Wskazuje art. 212 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=A84084DE3104B3A1D279DD54711BC5F5?id=74999]kodeksu karnego[/link]: poniżanie w opinii publicznej lub narażanie na utratę zaufania potrzebnego dla danej działalności (tutaj politycznej) w związku z przestępstwem oszustwa. Rozważa też art. 249 k.k. (zakłócenie przebiegu wyborów), który za podstępne przeszkadzanie „swobodnemu wykonywaniu prawa do kandydowania lub głosowania” przewiduje do pięciu lat więzienia.
[b]Ścieżka karna jest o tyle wygodna, że to na prokuraturze spocznie obowiązek prowadzenia śledztwa, Korwin-Mikke może zaś wnioskować o przeprowadzenie określonych dowodów[/b], np. przesłuchanie ankieterów czy opracowujących zbierane dane. Trudno jednak znaleźć konkretny karny paragraf na ewentualne „podrasowanie” sondaży. Jednocześnie istnieją wątpliwości, że zaniżone sondaże mogą zniechęcić do głosowania na „słabszego” kandydata.
Wydaje się, że JKM miałby większe szanse w procesie cywilnym, o ochronę dóbr osobistych, do których dobre imię, opinia w środowisku się zaliczają. Poszkodowany nietrafionym sondażem (zwyczajnie może mieć z tego powodu stres) może wręcz wykreować jakieś nowe dobro osobiste w rodzaju prawa do rzeczowej informacji, w szczególności na temat metodologii sondażu, próbie badawczej, kto go finansował itd.