Narodowy Fundusz Zdrowia nałożył kary na lekarzy rodzinnych za to, że wypisywali recepty na leki refundowane rodzinom pacjentów leżących w szpitalu. Medycy zapowiedzieli właśnie, że nie będą w ogóle wystawiać recept zaocznie. Nawet osobom chorym przewlekle. NFZ i lecznice spierają się, a najbardziej poszkodowany jak zwykle jest pacjent.
Tropienie oszustw
Wszystko zaczęło się pod koniec ubiegłego roku. Urzędnicy NFZ zaczęli dokładnie kontrolować placówki medyczne za pomocą systemów informatycznych. Doszli do wniosku, że dostają one zapłatę za usługi, których w rzeczywistości nie wykonały. Ze sprawozdań wysłanych przez placówki do NFZ wynikało bowiem, że niektórzy chorzy leczą się w dwóch miejscach jednocześnie. Dane wielu pacjentów pojawiały się w tym samym czasie w dokumentacji szpitalnej oraz lekarza z przychodni rodzinnej. A jest niemożliwe, by ta sama osoba jednocześnie leżała w szpitalu i była w przychodni. Okazywało się, że podczas gdy pacjent leczył się na oddziale, ktoś z jego rodziny szedł do lekarza po recepty, np. na pieluchomajtki czy leki w chorobach przewlekłych, np. na padaczkę. Szpital bowiem ich nie zapewnia, a bez refundacji są drogie.
NFZ planuje nałożyć na szpitale i przychodnie kary w wysokości ok. 175 tys. zł za pacjentów liczonych dwa razy. Lekarze ostrzegają, że negatywne skutki jego działania poniesie pacjent.
W szpitalnej pułapce
– W szpitalach powszechna jest praktyka odsyłania rodzin hospitalizowanych do lekarzy rodzinnych po recepty i ich wykupienie. Wielu leków nie ma bowiem w receptariuszu szpitalnym albo brakuje ich akurat w szpitalnej aptece – tłumaczy Joanna Zabielska-Cieciuch, wiceprezes podlaskiego oddziału Porozumienia Zielonogórskiego. Podkreśla, że kary doprowadziły do tego, że lekarze zaczynają bardzo skrupulatnie przestrzegać zasad, które ustalił NFZ.
– Będziemy przepisywać leki tylko wtedy, gdy pacjent stawi się w gabinecie osobiście – podkreśla Zabielska-Cieciuch.