Zwłoki leżące przez kilka godzin na poboczu czy karetka jeżdżąca po mieście ze zmarłym, którego nie chce przyjąć żaden szpital – to przykłady dowodzące, że w Polsce nie ma kto się zająć ciałem osoby zmarłej poza szpitalem. Wszystko przez to, że brakuje przepisów regulujących taką sytuację, a te, które są, nie przystają do rzeczywistości. O problemie od kilku lat grzmią ratownicy medyczni i lekarze rodzinni.
Do tej pory mało kto chciał ich słuchać. Problem ujrzał jednak światło dzienne za sprawą zdarzenia w Będzinie na Śląsku. Tam na początku lipca do kierowcy, który miał wypadek, przyjechała karetka. Ranny w drodze do szpitala przestał oddychać. Ratownicy medyczni reanimowali go przez 30 minut. Bez skutku. Zgon potwierdził lekarz pogotowia, który dojechał w drugiej karetce. Ratownicy odwieźli ciało na miejsce wypadku i zostawili je w specjalnym worku pod opieką policji. Prokuratura rejonowa sprawdza, czy zwłoki nie zostały zbezczeszczone.
Według obowiązujących przepisów z 1961 roku kartę zgonu musi wystawić lekarz ostatniej choroby
Szpital odmawia
Postępowanie ratowników skrytykował prof. Jerzy Ładny, krajowy konsultant medycyny ratunkowej. W TVN 24 powiedział, że nie powinni oni zaprzestawać reanimacji i zawieźć mężczyznę na najbliższy szpitalny oddział ratunkowy.
Na zweryfikowanie zaleceń konsultanta krajowego nie trzeba było długo czekać. Tydzień po wydarzeniu na Śląsku zwłokami przerzucano się w Łodzi. Tam po mężczyznę z bólami w klatce piersiowej karetka przyjechała do domu. Pacjent zmarł w drodze do szpitala w Łasku. Dyrekcja odmówiła przyjęcia zwłok do prosektorium. Po kilku godzinach ambulans zawiózł ciało do Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi.