Brałam wszystko do siebie, naprawdę się przejmowałam, bo jestem osobą, która chce robić swoją pracę dobrze. I to wszystko powodowało, że nie miałam ochoty przychodzić do pracy. W weekend starałam się wypoczywać, ale moje myśli i tak krążyły wokół pracy, tonów dokumentów, maili z pretensjami.
Moja przyjaciółka wytłumaczyła mi jednak, że muszę uświadomić sobie moją wartość. Przecież jestem cenioną specjalistką w swojej dziedzinie. Mogłabym równie dobrze znaleźć pracę gdzie indziej, ale z drugiej strony nie ukrywam, że do pozostania motywuje mnie relatywnie wysokie wynagrodzenie. Za jej poradą poszłam do szefa i powiedziałam mu, że męczy mnie pozostawanie po godzinach i zasugerowałam zatrudnienie dodatkowej osoby, np. stażysty z racji zwiększenia obciążenia pracą naszego działu. Szef o dziwo nie wyrzucił mnie z gabinetu, a nawet przyznał mi rację. Zapewne zrozumiał, że jeśli chce utrzymać dobrych pracowników, to musi o nich zadbać. Przestałam się też przejmować pretensjami, brać je osobiście czy mieć wyrzuty sumienia. Pomyślałam sobie: „Głową muru nie przebiję”. Świat się nie zawalił, a jakość mojego życia znacznie się podniosła. Poniedziałki nie są już dla mnie straszne.
Anna Pogorzelska
Autorka wypowiedzi otrzymuje książkę [b][link=http://www.bc.edu.pl/biznes_bestseller.php?prod_id=129]"Frustracja – zawodowy zabójca"[/link][/b]
[obrazek=http://www.rzeczpospolita.pl/praca/frustracja_mala.jpg]