Dobra reputacja w sieci to dobry początek kariery. Już jeden negatywny wynik wyszukiwania może zdyskwalifikować kandydata w firmie, do której składa podanie o pracę. Jeśli rekruter natknie się na informacje o problemach kandydata z prawem lub na ślady działalności w podejrzanych organizacjach, prawdopodobnie odrzuci jego aplikację, nawet w przypadku, gdy posiada on ponadprzeciętne kwalifikacje. Według Andy’ego Beala, amerykańskiego biznesmena i współautora książek o zarządzaniu reputacją w Internecie, aż 78 proc. rekruterów szuka informacji o kandydatach za pomocą wyszukiwarek internetowych.
Nie należy więc bagatelizować znaczenia sieci w procesie rekrutacji.
[srodtytul]Trzeba płacić za błędy młodości[/srodtytul]
Gdyby kandydaci zdawali sobie sprawę z tego, że wyszukiwarki będą przypominać o niepożądanych zapisach w po wielu latach od zdarzenia, z pewnością zastanowiliby się dwa razy przed zrobieniem czegoś głupiego.
Doświadczenia z siecią, o których chętnie chciałby zapomnieć, ma młody mężczyzna z Ustki. W 2003 r. jako 17-latek wylicytował na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy złote serduszko z numerem 1 za 5 mln zł. Po wygraniu licytacji twierdził, że ma dużo pieniędzy, ponieważ otrzymał pokaźny spadek po babci (finansistce). W rzeczywistości był on niewypłacalny. Media poszły za ciosem. Dziennikarze wyciągnęli na światło dzienne niechlubne informacje. Wobec niego miało toczyć się postępowanie w związku z kradzieżą trzech rowerów w 1999 r. oraz usiłowaniem wyłudzenia towarów za 100 tys. zł.