Na mistrzostwach świata Emmanuel Macron dwoił się i troił. Fotograf zrobił zdjęcie, na którym widać, jak w niedzielę podskakuje, gdy Niebiescy strzelają kolejną bramkę Chorwatom na moskiewskich Łużnikach. Nieco później widać prezydenta ściskającego mimo lejącego jak z cebra deszczu każdego z graczy obu drużyn, a także swoją śliczną odpowiedniczkę Kolindę Grabar-Kitarović.
Nic jednak nie pomogło: opublikowany właśnie przez „Le Figaro" sondaż instytutu Odoxa pokazuje, że już tylko 39 proc. Francuzów ufa głowie państwa, podczas gdy 61 proc. nie aprobuje jego działań. To o 2 punkty procentowe gorszy wynik niż przed rozpoczęciem mistrzostw świata.
Sondaż przeprowadzony według innej metodologii przez Instytut Sofres (uwzględnia także osoby, które nie mają zdania) przynosi jeszcze gorszy wynik dla Macrona. Okazuje się, że może on liczyć tylko na 32 proc. poparcia (64 proc. dezaprobaty), aż o 6 pkt proc. mniej niż w czerwcu. Po 14 miesiącach w Pałacu Elizejskim Francois Hollande, ten antywzór dla obecnego prezydenta, wcale nie miał dużo gorszego wyniku (27 proc. poparcia).
– Dziś Macrona zasadniczo popierają tylko dawni wyborcy Francois Fillona (kandydat gaullistów, który w kampanii 2017 r. proponował najbardziej radykalne reformy rynkowe – red). Macron zaostrza politykę migracyjną, obniża podatki dla bogatych, ułatwia działalność biznesu. To jest wymarzony program prawicy – mówi „Rzeczpospolitej" Thomas Pellerin-Carlin z paryskiego instytutu Delorsa.
Nie tak miało być. Macron, którego do wielkiej polityki wprowadził socjalista Hollande, obiecywał, że „nie będzie ani człowiekiem prawicy, ani lewicy", tylko stanie na czele wymyślanego od nowa centrum. Jego program zakładał z jednej strony utrzymanie zabezpieczeń socjalnych, a z drugiej mocne odbicie gospodarki dzięki liberalnym reformom rynkowym.