Są w polskiej debacie publicznej tematy wiecznie żywe. Nigdy się nie starzeją i można po nie sięgnąć zawsze. Najczęściej po to, by wywołując z lasu przysłowiowego wilka, zaistnieć. Jednym z takich tematów są szeroko pojęte stosunki państwo–Kościół. Co jakiś czas słychać, że za bardzo wtrąca się on do polityki, że trzeba wyprowadzić religię ze szkół, a ze ścian w instytucjach publicznych usunąć symbole religijne.
Przykładów nie trzeba szukać długo. Oto właśnie Fundacja Wolność od Religii rozpoczęła kampanię społeczną, która ma zwrócić uwagę społeczeństwa na „problem coraz częstszego łamania konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła i państwa oraz przedkładania spraw kościelnych nad prawa i wolności obywatelskie”. W kilkudziesięciu miastach pojawiły się billboardy z hasłem „Polska państwem wyznaniowym?”. Hasła o świeckości państwa mają wypisane na sztandarach działacze Partii Razem czy Nowoczesnej. Ostatnio głosi je także Wojciech Smarzowski, który nawołuje do tego, by „powstać z kolan”.
Kończący swoją samorządową przygodę ze Słupskiem Robert Biedroń nie chce zostawać w tyle i po kościółkowy temat również sięga. Od kilku miesięcy były poseł partii Janusza Palikota zapowiada powrót do wielkiej polityki i budowę nowej formacji. Jej kongres założycielski ma się wprawdzie odbyć dopiero na początku przyszłego roku, ale Biedroń przygotowuje sobie grunt i zaczyna wypuszczać w eter pierwsze idee, którymi chce podbić serca Polaków. Kilka tygodni temu zaczął rzucać hasła wzywające do narodowego pojednania, bo przecież wszyscy jesteśmy zmęczeni wojną między PO i PiS.
Teraz – można się tylko domyślać, że na fali dyskusji o pedofilii w Kościele – Biedroń wrzucił temat kościelnych pieniędzy. Mówiąc precyzyjnej: finansowania Kościoła przez budżet państwa. Ogłosił zatem – co opisaliśmy w czwartkowym wydaniu „Rzeczpospolitej” – że będzie dążył do likwidacji Funduszu Kościelnego.
Srodze musieli się zawieść ci, którzy czekali na jakieś rewolucyjne pomysły, jakich w polskiej polityce jeszcze nie było. Tymczasem Biedroń, który zapowiadał salwy armatnie, sięgnął jedynie po korkowca z odpustu i zaczął strzelać populistycznymi hasłami. Bo przecież mówienie o wypasionych samochodach hierarchów czy ich rzekomo luksusowych rezydencjach niektórym ciśnienie podnosi. Wszak skandalem jest, że biskupi, księża, zakonnice żyją z podatków – również niewierzących – obywateli.