Braun, który w przedterminowych wyborach w Gdańsku (wygranych przez Dulkiewicz z poparciem 82 proc. głosujących) zdobył 11,8 proc. głosów, ocenił, że jest to jego "fenomenalny sukces" - "jak na kandydata, którego tam w ogóle miało nie być, gdyż monopoliści partyjni umówili się na feudalne dziedziczenie, przekazanie władzy ponad głowami obywateli".
Braun jest zdania, że wybory w Gdańsku zostały "skręcone". Twierdzi, że Aleksandra Dulkiewicz wygrała jako kandydatka "POPiS-u", "wstawiona" na stanowisko przez premiera, który "na fali tych sztucznie napompowanych uniesień nominował na komisarz zarządzającą Gdańska".
- Jak na to wszystko, dwucyfrowy wynik to znaczy, że mniej już dać nie mogli, bo wyniki ogłosili dopiero dziś przed południem (w poniedziałek - red.). Każdy kto jest świadom, chociaż odrobinę tych rzeczy, rozumie, że jeżeli są wybory w mieście i wyników nie znamy do przedpołudnia następnego dnia, to znaczy, że wybory są skręcone - mówił Braun.
Gość programu "W punkt" Telewizji Republika ma pretensje do Prawa i Sprawiedliwości, że, nie wystawiając w gdańskich wyborach swojego kandydata, przemilczało jego start, przyprawiając go o "śmierć cywilną".
Stwierdził, że jest to przykład podejścia, które "tworzy ten stan żałosny, który w Gdańsku jest szczególnie jaskrawo widoczny".