Po zabójstwie wybitnej niezależnej dziennikarki Anny Politkowskiej czy morderstwie lidera opozycji Borysa Niemcowa nikt nie ma wątpliwości, że bycie przeciwnikiem Kremla jest jednym z najbardziej niebezpiecznych zajęć w Rosji. Zwłaszcza jak się grzebie w kieszeniach rządzących i ujawnia się ich wielomiliardowe majątki w kraju i za granicą, które raczej nie są zdobyte wskutek ciężkiej pracy.
Tym właśnie od lat zajmuje się szef fundacji na rzecz walki z korupcją Aleksiej Nawalny, który stał się w Rosji nieformalnym liderem opozycji. Od środy w moskiewskim areszcie odsiaduje 30-dniowy wyrok za „naruszenie porządku przeprowadzenia manifestacji". Jego osobista lekarka wprost sugeruje, że w areszcie mógł zostać otruty „nieznaną substancją chemiczną".
Jak groźny przestępca
Moskiewski szpital miejski im. Winogradowa od kilku dni był w centrum uwagi rosyjskich mediów. Przede wszystkim dlatego, że z aresztu został tam przywieziony Nawalny z „ostrą reakcją alergiczną". Miał spuchniętą twarz, ręce i plecy. Gdy udała się tam prywatna lekarz opozycjonisty Anastasia Wasiliewa w towarzystwie innego moskiewskiego lekarza, szpital już był otoczony przez funkcjonariuszy policji i „osób w cywilu". Cudem udało się im przedostać do szpitalnego pokoju, a gdy zaczęli oglądać ciało opozycjonisty i pytać o dolegliwości, niemal od razu zostali wystawieni za drzwi.
Za zgodą Nawalnego Wasiliewa opisała jego stan zdrowia w mediach społecznościowych i stwierdziła, że doszło do intoksykacji wywołanej „nieznaną substancją chemiczną". Oświadczyła też, że opozycjonista nigdy dotąd nie miał żadnej alergii. Gdy informacja ta trafiła do niezależnych mediów, zwolennicy opozycjonisty i wielu dziennikarzy udali się do szpitala. Na miejscu czekały na nich już policyjne autobusy, zatrzymano kilkadziesiąt osób, w tym kilku korespondentów.
Wtedy lekarze szpitala za pośrednictwem mediów rządowych poinformowali o tym, że Nawalny ma chorobę alergiczną – „pokrzywkę". Specjalnie ściągnięto głównego moskiewskiego alergologa, który stwierdził, że opozycjonista ma zapalenie skóry. Padło też stwierdzenie, że „nie został otruty". Co ciekawe, to z mediów rządowych Nawalny i jego rodzina dowiedzieli się o stawianych przez lekarzy szpitala diagnozach. Nikt zaś nie wytłumaczył, dlaczego z sali wyprowadzono prywatnego lekarza opozycjonisty i dlaczego potraktowano go jak groźnego kryminalistę, skazanego za ciężkie przestępstwa. Wtedy obecność funkcjonariuszy policji i służb w placówce byłaby uzasadniona. Nawalny zaś trafił do aresztu na podstawie przepisów kodeksu administracyjnego.