Nie będą to łatwe potyczki dla Donalda Tuska. Według sondażu "Rz" wyborcy spodziewają się, że polegnie w obu starciach - zarówno z byłym prezydentem, jak i z premierem.
Debaty miałyby się odbyć w przyszłym tygodniu, czyli na finiszu przedwyborczej batalii. - Jestem na nie gotowy -zapowiedział Tusk. A jeszcze w czwartek rano nie był pewien, czy w ogóle uda mu się z kimś spotkać w telewizyjnym studiu. Kolejny raz zaapelował do liderów LiD i PiS o rozmowy: - Zwracam się szczególnie do Kaczyńskiego, żeby nie tchórzył.
Premier zareagował błyskawicznie i zgodził się na spotkanie. -Tusk koniecznie chce, żeby ta wojna, którą prowadzi ze mną, była wojną bezpośrednią - tłumaczył. Nawiązał do sceny z"Krzyżaków" i dwóch mieczy przekazanych polskiemu królowi przed bitwą pod Grunwaldem. - Uznaję, że miecze zostały już przede mną wbite -dodał.
Dlaczego Kaczyński przystał na debatę, skoro lider PO nie spełnił warunku stawianego przez premiera i nie odżegnał się od koalicji z LiD? -Premier ma twardą rękę, ale serce gołębie i być może ta dobroć wzięła górę - tłumaczył Joachim Brudziński, sekretarz generalny PiS.
Ale to, co wydawało się pewne wczesnym popołudniem, kilka godzin później stanęło pod znakiem zapytania. Sztabowcy PiS uznali, że Tusk próbuje ograć premiera. I kiedy szef PO ogłosił, że zanim zmierzy się z Kaczyńskim, najpierw chce odbyć debatę z Kwaśniewskim, politycy PiS zaczęli przebąkiwać, że wcale nie jest przesądzone starcie liderów dwóch największych partii. - Tusk jest niepoważny - oburzał się Tomasz Dudziński z PiS. - Dziwi mnie jego zachowanie, bo najpierw przez kilkanaście dni wzywa premiera do debaty, a gdy ten się nanią godzi, to nieoczekiwanie ogłasza, że najpierw chce się spotkać z Kwaśniewskim -dodał.