- Jestem ciekaw, co pani by zrobiła, gdyby przez dwadzieścia minut ktoś natarczywie jeździł koło pani kamerą i podsłuchiwał rozmowy. Mówiłem, że nie chcę rozmawiać, przez dwadzieścia minut, a ona chodziła koło mnie natrętnie z tą kamerą, o mało mi oka czy zębów nie wybiła, wjeżdżała w twarz z tą kamerą - mówił Niesiołowski.
Oskarżył Ewę Stankiewicz o fałszywe relacjonowanie piątkowych wydarzeń: „Odsunąłem tę kamerę ręką. Nie bardzo wiem na czym polega przestępstwo, ponieważ nie dotknąłem pani Stankiewicz. Nie dotknąłem, a Ewa Stankiewicz kłamie jeżeli mówi, że ją złapałem za nadgarstek, popchnąłem czy coś. Ona kłamie, ja jej nie dotknąłem. Niech pokaże świadków, niech pokaże ślady. Ona kłamie, po prostu kłamie. PiS zgłosi wniosek do prokuratury, spotkamy się w sądzie".
Niesiołowski zarzucił dziennikarce manipulację materiałem: „Ten film jest zmanipulowany, powycinany, ale nawet w tym filmie nie ma ani tego, że dotknąłem kamery. Prowokatorki Stankiewicz nie dotknąłem, powtarzam (...) Przecież ona kręciła cały czas - zapewniam, że gdybym ją uderzył, zniszczył jej lub uszkodził kamerę, to świetnie by to nagrała. Więc jeżeli tego nie nagrała to tego nie było" – tłumaczył Niesiołowski i przytoczył wypowiedzi red. Stankiewicz, które nie znalazły się w materiale – „Mam prawo z panem rozmawiać", „pan musi mi odpowiadać na pytania".
Przyznał, że słowo „won" nie był eleganckie i zapowiedział, ze przeprosi Ewę Stankiewicz za to sformułowanie jeśli „ Pan Duda przeprosi mnie za ordynarnie, nienadające się do powtórzenia słowa, którymi przez dłuższy czas obrzucali mnie ludzie z flagami „Solidarności". „Judasz", „złodziej" nadają się do powtórzenia. Jeżeli mnie pan Duda przeprosi, to natychmiast za słowo „won" przeproszę prowokatorkę Stankiewicz. Nie było to eleganckie słowo, ale gdyby ktoś pani przez dwadzieścia minut ktoś tańczył z kamerą, przy pani twarzy, to mogłaby pani się zdenerwować."