W Ruchu Palikota wybucha nowy spór o pieniądze. Były dyrektor biura bydgoskiego posła Łukasza Krupy twierdzi, że polityk wypłacał mu niższą pensję niż deklarował do ZUS. Malwersacje miały wyjść na jaw, gdy dyrektor otrzymał z Zakładu zestawienie swoich składek.
Krupa do Sejmu dostał się z pierwszego miejsca listy Ruchu Palikota. W kampanii pomagał mu człowiek, który później został dyrektorem jego biura poselskiego. Dziś pozywa go o odszkodowanie w wysokości 1400 zł za nieuzasadnione zerwanie umowy o pracę.
„Rz" dotarła do byłego już dyrektora bydgoskiego biura poselskiego Łukasza Krupy. Twierdzi on, że to poseł jest mu winny pieniądze. Prosi, by jego nazwisko pozostawić do wiadomości redakcji. - Nie chcę, by mnie kojarzono z posłem Krupą i z Ruchem Palikota - tłumaczy. W miniony poniedziałek złożył rezygnację z członkostwa w RP.
Do Ruchu Palikota przyciągnęło go hasło „nowoczesne państwo". Zaangażował się i w czasie kampanii wyborczej poznał kandydującego z pierwszego miejsca listy RP Łukasza Krupę. Ten do Sejmu wszedł. - Dość szybko zorientowałem się, że poseł nie jest zbyt zainteresowany pracą, ale raczej profitami płynącymi z mandatu - mówi były dyrektor. Jedną z pierwszych rzeczy, którą Krupa mu zlecił, było sprawdzenie, jak usprawiedliwia się nieobecność na posiedzeniach sejmowych komisji, by uniknąć konsekwencji finansowych. Analiza list obecności na posiedzeniach tychże potwierdza, że poseł jest na nich rzadkim gościem.
Także Jacek Olech, były kolega Krupy z listy RP do Sejmu (startował bez powodzenia z drugiego miejsca), nie ma dobrej opinii o aktywności posła. - Jedna ze złożonych przez niego interpelacji dotyczyła remontu drogi, która prowadzi do zakładu sponsora jego kampanii. W innej upominał się o interesy pokerzystów - mówi.