Po wyroku sądu partyjnego, który na trzy lata pozbawił Grzegorza Napieralskiego wszelkich funkcji w SLD, w Sojuszu zapanował pozorny spokój. Pozostawienie byłego lidera w szeregach ugrupowania nie pozwoliło mu na odegranie roli męczennika lewicy, a zakaz obejmowania stanowisk partyjnych zepchnął na margines.
Napieralski nie składa jednak broni, w czym pomagają mu wierni działacze. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", w czwartek dwóch radnych zachodniopomorskiego sejmiku zawiesi swoje członkostwo w klubie SLD. To przewodniczący partii w Koszalinie Adam Ostaszewski i Artur Nycz, sekretarz Rady Wojewódzkiej SLD.
– To gest poparcia i solidarności wobec Grzegorza Napieralskiego – mówi nam wprost Nycz i tłumaczy, że kwestie podnoszone przez byłego lidera SLD były wyrazem poglądów całego środowiska.
Decyzja Ostaszewskiego i Nycza sprawia, że klub radnych Sojuszu w sejmiku przestanie istnieć. Partia nie będzie miała wystarczającej liczby radnych, którzy mogliby go tworzyć.
To zaś oznacza, że Sojuszowi pozostaną już tylko kluby w trzech województwach: lubuskim, śląskim i wielkopolskim.
Zbuntowani działacze przekonują, że ich krok to na razie sygnał ostrzegawczy dla SLD.
– Jest jeszcze czas na cofnięcie absurdalnych decyzji partyjnego sądu, ale centrala musi zdawać sobie sprawę, że wokół Grzegorza są ludzie, którzy będą go wspierać – zaznacza Nycz.