Reklama

Europa polubiła Łukaszenkę

Przywódcy Unii przywitają premiera lub szefa MSZ Białorusi. Kraj staje się buforem w sporze z Rosją.

Aktualizacja: 18.05.2015 22:05 Publikacja: 18.05.2015 21:02

Prezydenci Giorgi Margwelaszwili i Aleksander Łukaszenko. Po 12 latach reform Gruzja jest ponad dwa

Prezydenci Giorgi Margwelaszwili i Aleksander Łukaszenko. Po 12 latach reform Gruzja jest ponad dwa razy biedniejsza od Białorusi

Foto: AFP

Ivars Lasis, rzecznik łotewskiego MSZ, przyznaje „Rz", że w stosunkach między Unią i Białorusią „otwiera się nowe okno możliwości". To ważna deklaracja, bo właśnie teraz Łotwa przewodniczy pracom Unii i w czwartek będzie gospodarzem szczytu Partnerstwa Wschodniego.

Zdaniem Lasisa Unia prowadzi obecnie negocjacje z Białorusią w sprawie porozumienia o ułatwieniu wydawania wiz i readmisji nielegalnych imigrantów. Mińsk zaproponował z kolei zawarcie umowy o harmonizacji rynku cyfrowego. Tygodnik „The Economist" uważa natomiast, że Bruksela będzie wspierać przystąpienie Białorusi do Światowej Organizacji Handlu (WTO).

– Białoruś przyjęła zrównoważone stanowisko wobec kryzysu ukraińskiego i stara się metodami dyplomatycznymi zapewnić stabilność regionu – chwali Lasis.

Do łotewskiej stolicy zapewne nie przyjedzie teraz sam Aleksander Łukaszenko, który od 2010 r. nie ma prawa wjazdu do Unii. Jednak obecność premiera Andrieja Kobakowa lub ministra spraw zagranicznych Władimira Makeja to sygnał, że najbardziej pryncypialne w sprawach przestrzegania zasad demokracji i praw człowieka kraje Unii, takie jak Holandia, Szwecja czy Wielka Brytania, zaczynają zmieniać zdanie o reżimie w Mińsku. Bez ich zgody obecność tak wysokiej rangi polityków białoruskich na unijnym szczycie nie byłaby możliwa.

Rewizja strategii Unii to efekt zaangażowania Łukaszenki w rozwiązanie kryzysu dyplomatycznego na Ukrainie. Ale także szerzej konstatacji, że dotychczasowa polityka wschodnia Brukseli zakończyła się porażką.

– Opracowując politykę sąsiedztwa, Unia założyła, że kraje Europy Wschodniej będą chciały automatycznie przyjąć zachodni model rozwoju. To okazało się jednak sprzeczne z interesami elit rządzących w republikach postradzieckich i gdy wybuchł konflikt, Unia nie wiedziała, jak ma zareagować – uważa Andrew Wilson, ekspert European Council on Foreign Relations (ECFR).

W obliczu narastającej groźby ze strony Rosji Bruksela szuka teraz sojuszników w Europie Wschodniej. Białoruś jest dla niej tym cenniejsza, że wobec niezwykle słabej opozycji Łukaszenko jest przekonany, iż bez trudu wygra listopadowe wybory prezydenckie. I może sobie pozwolić na gesty wobec oponentów.

Reklama
Reklama

„W przeciwieństwie do Azerbejdżanu, gdzie reżim wykorzystał kryzys na Ukrainie, aby spacyfikować opozycję, białoruskie władze starały się budować mosty i poszerzyć poparcie społeczne. Co prawda nie współpracują z opozycją, która pozostaje słaba i zapewne będzie prześladowana w czasie wyborów. Ale podjęły ostrożne kroki, aby promować język i tożsamość białoruską" – piszą eksperci ECFR.

„The Economist" uważa, że zamiast „kręgu przyjaciół" polityka Unii doprowadziła do powstania „kręgu ognia" tuż za granicami Wspólnoty. W tej sytuacji rozsądniejsze wydaje się Brukseli wspieranie białoruskiej państwowości. I to nawet jeśli jedyną do tego drogą jest wzmacnianie reżimu Łukaszenki. W ten sposób Unia może powstrzymać ekspansję Rosji, a nawet zbudować coś na kształt strefy buforowej. Łukaszenko co prawda zgodził się na przystąpienie do Unii Eurazjatyckiej forsowanej przez Władimira Putina, ale nie wprowadził embarga na produkty europejskie. Do tej pory Rosja udzielała Białorusi subwencji odpowiadających aż 15 proc. PKB, proporcjonalnie pięć razy więcej, niż wynosi wsparcie Polski przez Brukselę. Ale z powodu kryzysu Kreml nie może tego kontynuować. Stąd pomoc Unii staje się dla Łukaszenki cenniejsza.

Już teraz zresztą widać, że paradoksalnie Białoruś znacznie lepiej wyszła na konsekwentnym odrzucaniu nacisków Unii na rzecz demokratyzacji reżimu i ustanowienia rządów prawa. Spośród sześciu krajów Partnerstwa Wschodniego, których przedstawiciele będą uczestniczyli w czwartek w szczycie w Rydze, tylko Białoruś nie ma sporów granicznych. To także Białoruś, choć prawie nie przeprowadziła reform, jest najbogatszym krajem w tej grupie. Zdaniem MFW w ub.r. jej dochód narodowy na mieszkańca przy uwzględnieniu siły nabywczej waluty narodowej wynosił 18,1 tys. dol. (25 tys. w Polsce) wobec 17,6 tys. dol. w Azerbejdżanie (gdzie panuje twarda dyktatura podtrzymywana dzięki dochodom z ropy), 8,6 tys. dol. na Ukrainie, 7,6 tys. w Gruzji, 7,3 tys. dol. w Armenii i zaledwie 4,9 tys. dol. w Mołdawii.

„Na Białorusi korupcja, z którą ludzie spotykają się w codziennym życiu, jest minimalna, służby publiczne zasadniczo działają, a bezrobocie jest niskie, choć dane w tej sprawie są upiększone" – przyznaje „The Economist".

Gruzja, która od rewolucji róż 12 lat temu stara się naśladować model rozwoju Wspólnoty, dziś zaczyna mieć wątpliwości, czy warto było z tego powodu ryzykować utratę 1/5 swojego terytorium. W kraju, który w Rydze nie otrzyma od Unii nawet poluzowania reżimu wizowego, już 31 proc. osób uważa, że lepiej integrować się z Rosją niż Europą – wynika z sondażu amerykańskiego National Democratic Institute.

– Im kraj jest mniejszy, tym ma mniejsze prawo do zawodu – przyznał w rozmowie z „Financial Times" Dawit Usupaszwili, przewodniczący gruzińskiego parlamentu.

Polityka
Trump grozi Wenezueli. Maduro mówi o prawdziwych celach prezydenta USA
Polityka
Aleś Bialacki dziękuje Polakom za solidarność. „Na Białorusi więźniów traktuje się jak bydło”
Polityka
Donald Trump zmienia Biały Dom. Tablice pod portretami uderzają w poprzedników
Polityka
Donald Trump wygłosił orędzie. Wypłaci „dywidendę wojownikom”
Polityka
„Działają jak w czasach OGPU i MGB”. Jak Putin tropi przeciwników za granicą?
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama