Ivars Lasis, rzecznik łotewskiego MSZ, przyznaje „Rz", że w stosunkach między Unią i Białorusią „otwiera się nowe okno możliwości". To ważna deklaracja, bo właśnie teraz Łotwa przewodniczy pracom Unii i w czwartek będzie gospodarzem szczytu Partnerstwa Wschodniego.
Zdaniem Lasisa Unia prowadzi obecnie negocjacje z Białorusią w sprawie porozumienia o ułatwieniu wydawania wiz i readmisji nielegalnych imigrantów. Mińsk zaproponował z kolei zawarcie umowy o harmonizacji rynku cyfrowego. Tygodnik „The Economist" uważa natomiast, że Bruksela będzie wspierać przystąpienie Białorusi do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
– Białoruś przyjęła zrównoważone stanowisko wobec kryzysu ukraińskiego i stara się metodami dyplomatycznymi zapewnić stabilność regionu – chwali Lasis.
Do łotewskiej stolicy zapewne nie przyjedzie teraz sam Aleksander Łukaszenko, który od 2010 r. nie ma prawa wjazdu do Unii. Jednak obecność premiera Andrieja Kobakowa lub ministra spraw zagranicznych Władimira Makeja to sygnał, że najbardziej pryncypialne w sprawach przestrzegania zasad demokracji i praw człowieka kraje Unii, takie jak Holandia, Szwecja czy Wielka Brytania, zaczynają zmieniać zdanie o reżimie w Mińsku. Bez ich zgody obecność tak wysokiej rangi polityków białoruskich na unijnym szczycie nie byłaby możliwa.
Rewizja strategii Unii to efekt zaangażowania Łukaszenki w rozwiązanie kryzysu dyplomatycznego na Ukrainie. Ale także szerzej konstatacji, że dotychczasowa polityka wschodnia Brukseli zakończyła się porażką.
– Opracowując politykę sąsiedztwa, Unia założyła, że kraje Europy Wschodniej będą chciały automatycznie przyjąć zachodni model rozwoju. To okazało się jednak sprzeczne z interesami elit rządzących w republikach postradzieckich i gdy wybuchł konflikt, Unia nie wiedziała, jak ma zareagować – uważa Andrew Wilson, ekspert European Council on Foreign Relations (ECFR).
W obliczu narastającej groźby ze strony Rosji Bruksela szuka teraz sojuszników w Europie Wschodniej. Białoruś jest dla niej tym cenniejsza, że wobec niezwykle słabej opozycji Łukaszenko jest przekonany, iż bez trudu wygra listopadowe wybory prezydenckie. I może sobie pozwolić na gesty wobec oponentów.