Mikronezja w wielkiej grze mocarstw

Kraj ze 105 tys. mieszkańców ma wody terytorialne osiem razy większe od powierzchni Polski. To ważne miejsce starcia między USA a Chinami.

Publikacja: 07.02.2023 03:00

Mikronezja w wielkiej grze mocarstw

Foto: shutterstock

– To nasz przyjaciel, Japonia podziela z nim fundamentalne wartości – tak o Sfederowanych Stanach Mikronezji mówił pod koniec zeszłego tygodnia japoński premier Fumio Kishida, gdy ze wszelkimi honorami powitał w Tokio Davida Panuelo, prezydenta leżącego na Pacyfiku kraju, o którym nie wszyscy zapewne słyszeli. Polska nawiązała stosunki dyplomatyczne z Mikronezją dopiero w 2015 r.

Japonia to trzecia gospodarka świata, Mikronezja – jedna z pięciu najmniejszych na liście MFW.

Kishida i Panuelo podpisali wspólną deklarację. Jest w niej potępienie rosyjskiej agresji na Ukrainę. I stwierdzenie, że „bezpieczeństwo Europy oraz Indo-Pacyfiku są nierozdzielne”. Nazwa Chin nie pada, ale to ich dotyczą wyrażone w deklaracji obawy związane z „jednostronnymi próbami zmian status quo [w regionie], dokonywanymi siłą lub metodami szantażu”.

Mikronezyjski prezydent odwiedził w ostatnim tygodniu nie tylko Tokio, ale i Waszyngton. W Białym Domu nie spotkał się jednak z najważniejszymi amerykańskimi politykami (przyjął go jeden z szefów Biura Bezpieczeństwa Narodowego), choć to USA są istotniejsze niż ich azjatycki sojusznik Japonia w rozgrywce z Chinami o wpływy w tym rejonie Pacyfiku. – Mikronezja to następne miejsce starcia amerykańsko-chińskiego – przewidywał rok temu Pranay Varda, analityk Harvard International Review.

O wizycie prezydenta Panuelo w Waszyngtonie nie ma nawet słowa na stronie internetowej Białego Domu. Pisze o niej natomiast na pierwszej stronie jedyna anglojęzyczna mikronezyjska gazeta – dwutygodnik „The Kaselehlie Press” (angielski jest tam językiem urzędowym). I z niej można się dowiedzieć, że Sfederowane Stany Mikronezji chcą przez najbliższe 20 lat dostawać od Amerykanów 140 mln dolarów rocznie „i inne korzyści”. To sporo jak na jeden z 35 najbiedniejszych krajów świata, w którym PKB na każdego ze 105 tys. mieszkańców to ledwie 3,6 tys. dolarów.

Ameryka wspierała go dotychczas sumą 80 mln dolarów (a wraz z „innymi korzyściami” około 130 mln dolarów), ale Panuelo miał solidny argument, by ją zwiększyć: przedłużenie dwustronnej umowy, zwanej COFA. Jest w niej mowa o tym, że USA w pełni odpowiadają za bezpieczeństwo i obronę Sfederowanych Stanów Mikronezji. Mikronezyjczycy mogą nawet służyć w amerykańskiej armii. Zgodnie z umową Amerykanie mogą też militarnie korzystać z terenu tego kraju i mają prawo wykluczyć wykorzystanie go w celach wojskowych przez jakiekolwiek „państwo trzecie”.

Chiny do niedawna skupiały się na interesach gospodarczych i poprawianiu swojego wizerunku. Przed pandemią koronawirusa i przed rosyjską inwazją na Ukrainę szło im dobrze. Prezydent Panuelo był w grudniu 2019 r. w Pekinie i w ponadstandardowy sposób poparł politykę jednych Chin, nazywając ją podstawą stosunków chińsko-mikronezyjskich, co zabrzmiało szczególnie nieprzyjemnie dla Tajwanu, uznawanego zgodnie z nią za zbuntowaną prowincję.

Przyjmujący Davida Panuelo Xi Jinping nazwał Mikronezję „naszym przyjacielem”, tak jak teraz japoński premier Kishida. Chińska agencja Xinhua podała wówczas, że Pekin przez 30 lat wsparł Mikronezję sumą 100 mln dolarów. To znacznie mniej niż pomoc amerykańska, ale Chińczycy zaoferowali pod koniec 2019 r. Mikronezyjczykom kolejne dziesiątki milionów dolarów. Szczególnie jednemu z czterech stanów federacji – Chuuk, gdzie tylko na nowe drogi chcieli przeznaczyć 50 mln dolarów.

Zapewne nie było to przypadkowe. Chuuk jest bowiem stanem, w którym od połowy ubiegłej dekady mówi się o niepodległości. Referendum w tej sprawie planowano przeprowadzić już kilkakrotnie, ale termin, w tym ubiegłoroczny, wciąż przekładano.

Chuuk to największy z czterech stanów, mieszka w nim połowa mieszkańców federacji, a przypada na niego – to jeden z powodów dążeń niepodległościowych – mniej niż jedna trzecia pieniędzy pozyskiwanych od Amerykanów.

– Niepodległy Chuuk zapewne zbliżyłby się do Chin, pewnie stałby się ich sojusznikiem, kluczowym w regionie – podkreślił Pranay Varda, dodając, że o strategicznym znaczeniu Chuuk świadczy to, że w czasie drugiej wojny światowej zwany był Gibraltarem Pacyfiku. Po drugiej wojnie światowej dzisiejsza Mikronezja i sąsiednie wyspy przypadły Amerykanom, którzy pokonali tam Japończyków, teraz ich sojuszników.

Federacja czterech stanów (oprócz Chuuk także Yap, Kosrae oraz Pohnpei, w którym znajduje się stolica – 5-tysięczny Palikir) ogłosiła niepodległość w 1979 roku. Ponad 90 proc. mieszkańców to rodowici Mikronezyjczycy dzielący się na kilka grup etnicznych, niemal wszyscy są chrześcijanami.

Ponad 600 wysp, które należą do federacji, ma niewielką powierzchnię, ledwie 702 km kw. Ale wody terytorialne Mikronezji to aż 2,6 mln km kw., co najlepiej pokazuje, o co toczy się wielka gra między USA a Chinami.

– To nasz przyjaciel, Japonia podziela z nim fundamentalne wartości – tak o Sfederowanych Stanach Mikronezji mówił pod koniec zeszłego tygodnia japoński premier Fumio Kishida, gdy ze wszelkimi honorami powitał w Tokio Davida Panuelo, prezydenta leżącego na Pacyfiku kraju, o którym nie wszyscy zapewne słyszeli. Polska nawiązała stosunki dyplomatyczne z Mikronezją dopiero w 2015 r.

Japonia to trzecia gospodarka świata, Mikronezja – jedna z pięciu najmniejszych na liście MFW.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach