Przez długi czas myślałem, że jest normalnym przedsiębiorcą. Po latach z akt prokuratury w Gdańsku dowiedziałem się, że jest to notoryczny oszust i wyłudzacz, który od 2000 r. był regularnie skazywany za oszustwa i wyłudzenia. Nie miałem o tym pojęcia, a moją czujność uśpiło to, że polecili mi go dwaj znajomi, w tym prezes ogromnej firmy importerskiej Barter. Przez to zyskał moje zaufanie. Poznaliśmy się przez nich, przedstawili mi go w listopadzie 2013 r.
Jak zakończyła się wasza współpraca? Czy ma pan wobec niego jakieś zobowiązania finansowe, a może odwrotnie?
Nasza współpraca zakończyła się bardzo szybko, bo w maju 2014 r., w momencie zatrzymania Marcina W. przez prokuraturę w Bydgoszczy w ramach „interwencji” Donalda Tuska, do czego w końcu po ośmiu latach publicznie się przyznał na konferencji prasowej. Tusk publicznie też przyznał, że zrobił to na podstawie podejrzenia o wyłudzenie VAT. Po latach, tak jak cały czas mówiliśmy, okazało się, że nie było żadnego wyłudzenia, bo urząd skarbowy zwrócił syndykowi SkładówWęgla.pl cały należny VAT. Pisał o tym około dwa lata temu „Puls Biznes”. Potwierdziło się to, co mówiłem od początku, że nasza polska firma została zniszczona na zlecenie polityczne przez Donalda Tuska. Nie było zakazu importu rosyjskiego węgla, a więc działania Donalda Tuska były niezgodne z prawem.
Dlaczego biznes z Marcinem W. panu nie wyszedł?
Na interesie SkładówWęgla.pl straciłem około 35 mln zł. Około 3,5 mln wpłaciłem bezpośrednio do spółki na objęcie udziałów i pożyczkę oraz 0,5 mln zł na kaucję za żonę Marcina W. Monikę i 30 mln zł, których domaga się od jednej z moich cypryjskich spółek firma KTK Polska. Do podpisania umowy z KTK nakłonił mnie podstępem W., który wprowadził mnie w błąd co do istnienia tej wierzytelności KTK, poręczeń i zabezpieczeń z jego strony. Nigdy nie otrzymałem od niego nawet złotówki. Nawet na kilkadziesiąt tysięcy na bilety lotnicze do Kemerowa mnie naciągnął. Ogólnie to była moja największa biznesowa porażka.
Marcin W. zeznał, że podczas wyjazdu do Kemerowa w maju 2014 r. miał pan sprzedać rosyjskim służbom nagrania z tzw. afery taśmowej. W domyśle – by zarobić i zagwarantować sobie bezpieczeństwo. To prawda?