Trwająca od kilkunastu miesięcy dyskusja o środkach z Krajowego Planu Odbudowy i relacjach rządu z Komisją Europejską nabrała w poniedziałek nowego impetu. Wszystko za sprawą informacji „Rzeczpospolitej” o ryzykach dla unijnego budżetu, które wywołały poruszenie – chociaż z różnych powodów zarówno w szeregach PiS, jak i opozycji. O blokadzie pisał też „Financial Times”.
Politycy PiS, z którymi rozmawialiśmy, na samym wstępie zaznaczają, że ich zdaniem ostatecznie do blokady środków m.in. z funduszu spójności nie dojdzie. Politycy opozycji w Sejmie używają ostrych słów i argumentów. I nikt nie ma wątpliwości, że w ten czy inny sposób „kwestia europejska” będzie obecna w rozkręcającej się kampanii wyborczej. A w tle pojawiają się pomysły dotyczące zmiany sytuacji w Sejmie jeszcze przed wyborami.
Czytaj więcej
Zamrożenie wypłaty unijnych dotacji to katastrofa dla gospodarki i widmo polexitu na horyzoncie –...
Sprawa ma mieć ciąg dalszy na kilku płaszczyznach. W poniedziałek współprzewodniczący Nowej Lewicy europoseł Robert Biedroń zapowiedział, że w przyszłym tygodniu delegacja Lewicy spotka się z unijnymi komisarzami, by rozmawiać o funduszach. „Zrobimy wszystko, by nie przepadły, mimo że PiS chce z tych pieniędzy zrezygnować” – stwierdził Biedroń.
Kwestia techniczna
Niemal od samego poranka w poniedziałek politycy PiS zapewniali, że ryzyka blokady nie ma. – Dzisiaj pojawiły się nieprawdziwe, zmanipulowane informacje dotyczące kwestii rzekomego zablokowania wszystkich środków europejskich dla Polski przez Komisję Europejską – stwierdził oficjalnie rzecznik rządu Piotr Müller. I powołał się też na wypowiedź komisarza Hahna, który w połowie września (przy okazji zamrożenia funduszy dla Węgier) stwierdził, że KE nie widzi „wystarczająco bezpośredniego” związku między praworządnością a funduszami unijnymi. Müller podkreślił też, że rząd nie otrzymał w sprawie funduszy żadnego pisma ani stanowiska.