– Zamieszki nie zostały zapoczątkowane przez zwykłych obywateli, lecz były od dawna zaplanowane przez USA i Izrael – oświadczył ajatollah Ali Chamenei, najwyższy przywódca Islamskiej Republiki Iranu. Przekonywał, że śmierć 22-letniej Kurdyjki Mahsy Amini, „złamała” mu serce. Zmarła w połowie września w areszcie po zatrzymaniu w Teheranie za „niestosowny strój”, czyli za to, że nie dość dokładnie zakryła włosy hidżabem. Tysiące Irańczyków wyszły na ulice, zmotywowane także tym, że nieco wcześniej prezydent Ebrahim Raisi wydał dekret wprowadzający dodatkowe restrykcje dla kobiet kontestujących obowiązek noszenia hidżabu w miejscach publicznych.
Czytaj więcej
"Dziękujemy, dziękujemy policji" - skandowali irańscy parlamentarzyści w czasie niedzielnej sesji irańskiego parlamentu. Tymczasem w kraju od ponad dwóch tygodni trwają protesty po śmierci 22-letniej Mahsy Amini.
Chamenei zabrał głos dopiero po ponad dwóch tygodniach gwałtownych protestów w całym kraju. Fala rozlewa się po kraju i mediach społecznościowych mimo ich regularnego blokowania. Dotarła na większość wyższych uczelni. To nowa jakość w historii społecznych protestów przeciwko dyktaturze ajatollahów, gdyż studenci trzymali się na ogół z daleka od protestów z poprzednich lat w obawie przed wyrzuceniem z uczelni czy innymi konsekwencjami. Ale to oni byli siłą napędową islamskiej rewolucji z 1979 roku. 83-letni Chamenei dobrze to pamięta. Zdecydował się więc w poniedziałek na wystąpienie w chwili, gdy demonstracje dotarły na elitarny Uniwersytet Szarifa w północnej części Teheranu. Minister oświaty wprowadził natychmiast tryb nauki online, licząc na to, że ułatwi to siłom porządkowym opanowanie sytuacji na kampusach. Płoną tam portrety wodza rewolucji, czemu towarzyszą okrzyki „Śmierć Chamenejemu”. Zarejestrowano już ponad 130 ofiar śmiertelnych w niemal wszystkich prowincjach. To znacznie mniej niż 1,5 tys. śmiertelnych ofiar protestów sprzed trzech lat, których katalizatorem były ceny paliw.
Jednak wielu obserwatorów się zastanawia, czy mamy nadal do czynienia z kolejną falą protestów społeczeństwa, czy jest to początek rewolucji w imię liberalizacji religijnej dyktatury. – Reżim nie jest zagrożony. Podobnie jak w przeszłości gotów jest do jeszcze bardziej brutalnych działań, aby zapanować nad sytuacją. Nie wygląda też na to, aby wyciągał wnioski w postaci złagodzenia muzułmańskich zasad w życiu społecznym – mówi „Rzeczpospolitej” Nadim Shehadi, politolog z Bejrutu. Jest przekonany, że dopiero śmierć naczelnego strażnika islamskiej rewolucji może otworzyć drogę do pewnych przemian.
Ważnym czynnikiem wpływającym na nastroje społeczne jest pogarszająca się sytuacja gospodarcza. Jedna trzecia ludności żyje poniżej granicy ubóstwa. Inflacja przekroczyła 50 proc. i jest najwyższa od niemal trzech dekad. To w znaczącej mierze efekt obejmujących eksport ropy sankcji amerykańskich związanych z irańskim programem atomowym. Negocjacje na temat ich zniesienia stoją w miejscu. Niewiele dają programy współpracy z Chinami. A rosyjska inwazja na Ukrainę wpłynęła negatywnie na sprzedaż irańskiej ropy do Indii i Chin, gdzie swój surowiec sprzedaje Moskwa.