Od poniedziałku surowiec nie będzie płynął Nord Stream 1. Oficjalnie przez dziesięć dni, aby Gazprom mógł przeprowadzić doroczny przegląd instalacji. Ale w Berlinie narasta przekonanie, że gazociąg zostanie zamknięty na dobre. – Skłamałbym, gdybym powiedział, że się tego nie obawiam – przyznał w telewizji ZDF wicekanclerz Robert Habeck.
W sobotę mimo apeli Ukrainy Kanada uległa naciskom Niemiec i wbrew sankcjom zapowiedziała przekazanie Rosji turbiny niezbędnej do dalszej pracy Nord Stream 1. Ale Habeck uważa, że chodzi tylko o wytrącenie Putinowi pretekstu dla wstrzymania dostaw. Bo jego zdaniem planów Kremla to nie zmieni.
Czytaj więcej
Sankcje gospodarcze miały zmusić Rosję do wstrzymania inwazji na Ukrainę. Ale może się okazać, że...
Putin zdecydował się uderzyć w chwili, gdy rosyjska ofensywa w Donbasie nabiera na sile. Wie, że jeśli zrobiłby to później, to Niemcy, które już zdołały ograniczyć od początku roku udział importu z Rosji w całym zużyciu gazu z 52 do 35 proc., odczułyby taki cios o wiele słabiej. Moskwa chce też uniemożliwić przygotowanie niemieckich magazynów gazu na zimę. Teraz są wypełnione w ledwie 62 proc.
Niemiecki rząd już przechodzi do gospodarki kryzysowej. W Monachium obniżono normy ogrzewania mieszkań, w Kolonii przygaszono latarnie, w Hamburgu wyłączono na wiele godzin ciepłą wodę. Olaf Scholz szykuje ustawę, która ma pozwolić na upaństwowienie gazowego giganta Uniper. Kanclerz obawia się, że całkowite odcięcie rosyjskiego gazu zainicjuje serię bankructw, jak to było po upadku Lehman Brothers. Tyle że nie w bankowości, ale w sektorze energetycznym. Alternatywnego modelu rozwoju szukają też potentaci niemieckiego przemysłu jak BASF czy BMW. Zdaniem Bundesbanku należy się liczyć z nadejściem kryzysu, którego głębię można porównać jedynie z tym sprzed kilkunastu lat czy czasami pandemii.