Historia ludowców pokazuje, że obecny prezes, choć jest faworytem, nie może być pewnym reelekcji. Zwłaszcza że to ostatni dzwonek dla starej gwardii PSL, żeby odbić władzę z rąk młodych.
W przekonaniu niektórych członków partii błędem byłoby, gdyby ktoś podważał pozycję prezesa. PSL dostało się do Sejmu rzutem na taśmę, wprowadziło 16 posłów, a z funkcji zrezygnował wówczas Janusz Piechociński. Chętnym, by odratować PSL, okazał się tylko 35-letni lekarz Władysław Kosiniak-Kamysz.
Po dziewięciu miesiącach jego rządów partia jest w lepszym stanie, niż ją zastał. Prezes zakroił plan kompleksowych zmian z nadzieją, że pozwolą PSL wejść do Sejmu z lepszym wynikiem w następnej kadencji. – Alternatywy dla prezesa nie ma, bardziej potrzebne jest mu teraz wsparcie – mówi „Rzeczpospolitej" Dariusz Klimczak, jeden z wiceprezesów PSL.
Inny z działaczy twierdzi, że wyrwanie steru z rąk młodych mogłoby się zakończyć kazusem SLD, gdy po trzech latach rządów Grzegorza Napieralskiego do władzy ponownie doszedł Leszek Miller. Dalsze eksperymenty lewicy doprowadziły do tego, że nie ma jej już w parlamencie.
Działacze PSL ocenę wystawią liderowi dopiero 19 listopada. W podwarszawskiej Jachrance w hotelu Warszawianka odbędzie się kongres, podczas którego zostaną obsadzone stanowiska prezesa i szefa Rady Naczelnej.