Rok rządów PiS: Ostatni moment na nową politykę zagraniczną

Polska potrzebuje dziś sojuszników z pierwszej ligi. MSZ nie jest do tego przygotowany.

Aktualizacja: 16.11.2016 15:24 Publikacja: 15.11.2016 18:20

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski

Foto: PAP, Radek Pietruszka

Bilans roku kierowania przez Witolda Waszczykowskiego polską dyplomacją zacznijmy od pochwały. Dotyczy stosunków ze Wschodem. Waszczykowski odziedziczył tu złą sytuację: Polska, inicjator polityki przyciągnięcia Ukrainy do Unii, już za Radosława Sikorskiego została odsunięta przez Francję i Niemcy od rokowań z Władimirem Putinem o przyszłości naszego wschodniego sąsiada. A w Kijowie brak reform, załamanie gospodarki i nasilający się nacjonalizm tworzyły coraz bardziej wybuchową mieszankę.

W tej sytuacji Waszczykowski chciał choć trochę uwolnić się od ukraińskiego balastu i dwukrotnie próbował nawiązać dialog z Moskwą, wysyłając tam swojego zastępcę. Ale szybko okazało się, że ta misja nie ma szans powodzenia. Kreml nie tylko nie miał zamiaru przerwać izolacji coraz bardziej krytykowanego na Zachodzie polskiego rządu, ale na drodze do porozumienia z Moskwą stanęły podejrzenia Jarosława Kaczyńskiego o to, że za katastrofą smoleńską stoi Rosja.

Niech kobiety się bawią

W podobnej sytuacji, w maju 2006 roku, Stefan Meller zrezygnował z kierowania MSZ. Zrobił to, gdy okazało się, że do koalicji rządowej wchodzi Samoobrona Andrzeja Leppera. – Nie będę błaznem na dworze króla Andrzeja – zapowiedział. Waszczykowski jednak uznał, że najważniejsze jest spełnienie mniej lub bardziej wyimaginowanych oczekiwań Kaczyńskiego i pozostać jeszcze kilka miesięcy dłużej na warszawskiej alei Szucha. Stosunki z Rosją pozostają więc zamrożone.

Ten mechanizm powtarzał się wielokrotnie. Waszczykowski zaczął urzędowanie od stopniowej wymiany ambasadorów. Ale gdy się okazało, że prezes PiS chce rewolucji kadrowej, ruszyła fala nominacji, która objęła wiele osób o miernych kwalifikacjach.

W ramach tej czystki nawet ambasador w Waszyngtonie został ściągnięty do Warszawy w chwili, gdy Donald Trump otrzymał nominację Partii Republikańskiej – znaczenie utrzymania kontaktów z potencjalnym nowym prezydentem USA znów zeszło na drugi plan.

Ale Waszczykowski postanowił pójść jeszcze dalej, byle pokazać centrali PiS, że jest „najwierniejszym z wiernych". Zaczął angażować się w spory ideologiczne dalece wykraczające poza zakres jego obowiązków, jak choćby na początku października, gdy życzył Polkom, które protestowały przeciwko wprowadzeniu bezwzględnego zakazu aborcji: niech się bawią! Zamiast próbować odbudować wizerunek Polski na Zachodzie, jeszcze bardziej go pogrążał.

Ta logika działania ministra z największą siłą ujawniła się w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Tu, jak w polityce wschodniej, Waszczykowski rozpoczął ambitnie, zapraszając do Polski Komisję Wenecką. Gdy jednak okazało się, że zalecenia organizacji nie są po myśli Kaczyńskiego, z dnia na dzień przemienił się w najostrzejszego krytyka ekspertów Rady Europy. Potem jeszcze się skonfliktował z Unią Europejską, ONZ, a nawet Amerykanami.

W normalnych czasach podporządkowanie polityki zagranicznej partyjnej grze przyniosłoby Polsce wiele szkód. Ale gdy zagrożone jest istnienie Unii Europejskiej i więzi transatlantyckiej, trzeba mówić o katastrofie. Weźmy bezpieczeństwo. W lutym tego roku, gdy w Waszyngtonie ważyła się decyzja o rozlokowaniu w Polsce amerykańskich wojsk, Waszczykowski zarzucił senatorowi Johnowi McCainowi, czołowemu autorytetowi moralnemu w USA, że „nie wiedział, co podpisuje", wysyłając do polskiej premier list z wyrazami zaniepokojenia sytuacją w naszym kraju. Mimo nacisków USA do szczytu NATO w Warszawie nie udało się rozwiązać sporu o Trybunał i Barack Obama, rzecz bardzo rzadka, otwarcie skrytykował nasz kraj na konferencji z Andrzejem Dudą. Amerykanie mimo to zdecydowali się na jakościową zmianę, gdy idzie o zaangażowanie w naszym kraju, poprzez rotacyjną obecność swojej brygady i udział w natowskim batalionie, a także budowę magazynów broni i bazy systemu obrony rakietowej w Redzikowie, bo uznali, że to niezbędny element powstrzymania agresywnej Rosji.

Telefon od Obamy

Ale po wyborze Donalda Trumpa, który zapowiadał „deal" z Putinem w sprawie nowego podziału strefy wpływów, założenie, że Ameryka będzie nadal „mimo" działań polskiego rządu dbała o bezpieczeństwo naszego kraju, staje się ryzykowne. Christopher Chivvis, wiceszef Rand Corporation, ostrzegał niedawno „Rz", że Trump może się nawet wycofać z postanowień warszawskiego szczytu NATO.

Na taki rozwój wypadków MSZ nie jest przygotowany.

W styczniu tego roku, przedstawiając w Sejmie założenia polskiej polityki zagranicznej, Waszczykowski mówił, że Wielka Brytania zajmie miejsce Niemiec jako nasz główny partner w Unii, bo jest to „jedyny kraj, który podziela polską wizję bezpieczeństwa europejskiego". W ten sposób chciał się odciąć od strategii działania swojego poprzednika, znienawidzonego przez Kaczyńskiego – Sikorskiego. Ale cztery miesiące później Brexit pozostawił Polskę na lodzie: Londyn będzie teraz na lata sparaliżowany negocjacjami z Brukselą o wyjściu z Unii.

Po tym, jak Kaczyński jesienią zeszłego roku ostrzegał przed groźnymi chorobami, które przenoszą imigranci, MSZ i tej linii postanowił się trzymać, ryzykując poważne spięcie z Niemcami. Warszawa nie przyjęła więc ani jednego uchodźcy, nadając specyficzne znaczenie pojęciu „europejskiej solidarności". W tej sytuacji do grupy krajów, z którymi jesteśmy skonfliktowani, dołączyły Włochy i Grecja: Matteo Renzi i Aleksis Cipras chcą nam w zamian odebrać fundusze strukturalne.

Równie spektakularnie Waszczykowski doprowadził do zaprzepaszczenia sojuszu z Francją. Od zdobycia Pałacu Elizejskiego w maju 2012 r. François Hollande próbował wciągnąć Polskę w budowę europejskiej polityki obronnej. Ale sprawa znalazła spektakularny finał, gdy bez ostrzeżenia Francuzów, na kilka dni przed przyjazdem do Warszawy francuskiego prezydenta, rząd ogłosił zerwanie rokowań o zakupie helikopterów Caracale. A później Waszczykowski dolał oliwy do ognia, zarzucając władzom w Paryżu, że wszystko to z ich winy. Zamiast pierwszego od lat szczytu Trójkąta Weimarskiego będziemy więc mieli spotkanie Merkel – Hollande, na którym zostanie przedstawiona dwustronna inicjatywa w dziedzinie obronności.

W 2008 r., trzy dni po wyborze na prezydenta, Barack Obama zadzwonił do Lecha Kaczyńskiego. Dziś, to także efekt polityki MSZ, telefon milczy nie tylko na linii z Waszyngtonem, ale też Londynem, Paryżem, Berlinem. A Polska od lat tak bardzo nie potrzebowała sojuszników z pierwszej ligi jak dziś. Czas na zmianę naszej polityki zagranicznej.

Polityka
Rafał Chwedoruk: Wojna w Ukrainie nie jest dla Donalda Trumpa szczególnie ważna
Polityka
„Stało się niedobrze”. Jarosław Kaczyński ocenia spięcie w Białym Domu. Mówi o empatii dla Ukrainy
Polityka
Prezydent Andrzej Duda o spięciu w Białym Domu: Wołodymyr Zełenski przesadził, a Donalda Trumpa nie zmienimy
Polityka
„Gigantyczny paradoks”. Prof. Chwedoruk: Część Europy postawiła na kontynuację wojny na Ukrainie
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Polityka
Nawrocki krytykuje Zełenskiego. „Zachowuje się nieprzyzwoicie wobec Polski”
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”