W kwietniu szefowie działających na Węgrzech NGO będą zmuszeni przedstawić do wiadomości publicznej swój stan posiadania, a więc majątek, konta oraz dochody. Podobnie jak węgierscy parlamentarzyści i członkowie rządu.
– To pierwszy etap walki z NGO. Za nim pójdzie następny według wzoru sprawdzonego przez Kreml, który tępi organizacje pozarządowe, starając się w nich dostrzec zagranicznych agentów – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Krisztian Szabados, szef Political Capital, krytycznego wobec Orbána think tanku.
Rząd przygotowywał znacznie bardziej restrykcyjny projekt ustawy, który jednak nie został przedstawiony w parlamencie. Na razie.
Tak czy owak projekt ustawy w sprawie NGO ma na celu obniżenie ich wiarygodności jako organizacji, na których czele stoją nierzadko zamożne osoby. – Nie jest to atak na George'a Sorosa, którego Instytut Społeczeństwa Otwartego jest jedną z organizacji krytykujących rząd Orbána – wyjaśnia Szabados. Jego zdaniem chodzi raczej o zwiększenie kontroli nad NGO i ograniczenie krytyki z ich strony.
Rząd dysponuje obecnie przewagą niemal dwu trzecich głosów w parlamencie i jest w stanie przeforsować wszystkie swe zamierzenia. Tak jest w zasadzie od siedmiu lat. Od tego czasu dokonano kontrowersyjnych zmian w prawie prasowym, niezależność stracił Trybunał Konstytucyjny, przyjęto nową konstytucję. To wszystko wywołało ostrą krytykę w wielu stolicach europejskich oraz ze strony instytucji europejskich.