Marek Sowa skomentował zarzuty mówiące o tym, że opozycja upolitycznia wypadek premier Beaty Szydło. - Ten zarzut jest kuriozalny. W sobotę rano dostałem informację, że mama kierowcy prosi o kontakt. Jestem posłem z Oświęcimia, ale nie znałem wcześniej tej rodziny. Na spotkaniu z członkami tej rodziny zobaczyłem osoby, którym kilkanaście godzin wcześniej świat się przewrócił. Ich życie stało się koszmarem - powiedział poseł Nowoczesnej.
- Wiedziałem, że jako poseł, muszę podjąć jakąś interwencję. Byłem głęboko przekonany, że aparat państwa został użyty do tego, a by mieć dobre alibi. Wszystkiemu miał być winien ten młody chłopak. Nie wiem, czy tak było, ale na pewno dało się tego wyjaśnić już w sobotę - dodał.
Pojawiły się głosy, że kierowca seicento przyznał się do winy. - Widziałem protokół zatrzymania i nie był w żadnym miejscu informacji, że przyznał się do winy. Odnoszę się do tych informacji, które ja widziałem - powiedział Sowa. Poseł Nowoczesnej uważa, że za wcześnie wskazano winnych wypadku.
Czy kierowca seicento ma wrażenie, że robi się z niego kozła ofiarnego? - W Oświęcimiu jest przekonanie, że chłopak jest wrabiany i chce się z niego zrobić kozła ofiarnego. W ten weekend zwracali się do mnie mieszkańcy miasta i prosili byśmy nie pozwolili na wrobienie chłopaka - powiedział gość programu.
- Trzeba spytać ministra Błaszczaka, czemu służy wrabianie tego kierowcy - dodał.