Do incydentu doszło w lipcu 2014 r., podczas zorganizowanego przez MSZ spotkania polskich europosłów. Korwin-Mikke mówił potem, że spoliczkował Boniego, bo tak mu obiecał. "Kiedy w czasie debaty w sprawie uchwały lustracyjnej (w 1992 r.) Boni wypierał się, że był agentem SB i wyzywał mnie od idiotów, dałem mu słowo i go dotrzymałem. Przyznał się potem, że był agentem, od początku miałem rację" - mówił Korwin-Mikke.
Zawiadomienie w całej sprawie złożyło MSZ. Prokuratura uznała, że doszło do naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego i wystąpiła do PE o uchylenie immunitetu Korwin-Mikkemu. W maju 2015 r. Parlament Europejski uchylił mu immunitet. Korwin-Mikke mówił wtedy, że sam za tym głosował, ponieważ "chce z zainteresowaniem śledzić, jak prokuratura będzie zajmowała się tą sprawą". On sam uznaje ją za honorową. Pytany, czy nie żałuje swojego czynu, odparł: "Ależ skąd! Po raz drugi bym mu dołożył".
Dziś w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście zapadł wyrok w tej sprawie. Lider partii Wolność ma zapłacić 20 tysięcy złotych plus koszty sądowe. Korwin-Mikke już zapowiedział, że odwoła się od tej decyzji.
Po wyjściu z sali sądowej skomentował wyrok. To była sprawa prywatna. Gdy Kmicic policzkował Kuklinowskiego, to krzyknął "prywatnemu, nie posłowi!". Ja nie krzyczałem, bo uważałem, że to zupełnie oczywiste, iż chodzi nie o posła Michała Boniego, a o Boniego jako człowieka. Po drugie, nie spoliczkowałem go podczas pełnienia przez niego obowiązków służbowych, a zostałem za to ukarany. Wszystko odbyło się przed rozpoczęciem oficjalnego spotkania, dlatego sąd moim zdaniem zakwalifikował to zdarzenie niewłaściwie. Będę apelował - powiedział w rozmowie z AIP.