Pierwsze lokalne wybory od 20 lat w Nepalu

Po raz pierwszy od 20 lat Nepalczycy biorą udział w lokalnych wyborach. Chcą przede wszystkim odbudowy zniszczonych w trzęsieniu ziemi wiosek i lepszej jakości życia w miastach. Jednak aż 75 proc. młodych ludzi poniżej 25. roku życia nie zamierza głosować.

Publikacja: 14.05.2017 07:00

Pierwsze lokalne wybory od 20 lat w Nepalu

Foto: AFP

Grupa ludzi w czerwonych czapkach i koszulkach, energicznie wywijająca flagami z sierpem i młotem, nagle zatrzymuje się na ulicy w dzielnicy Ranibari w północnym Katmandu. Po drugiej stronie skrzyżowania, obok przydrożnego sklepu, przerwę zrobiła sobie druga grupa w białych czapkach i koszulkach. Białe flagi z czterema czerwonymi gwiazdami stoją oparte o ścianę budynku. Maoiści stanęli oko w oko z Kongresem Nepalskim.

Zza tłumu wyłonił się skuter z przymocowanym do siedzenia włączonym na cały regulator głośnikiem, który wzywał do głosowania na partię maoistów. Człowiek Kongresu natychmiast popisał się refleksem i włączył własny głośnik. Całe Ranibari wypełniła kakofonia dźwięków.

Jeszcze kilka lat temu takie spotkanie skończyłoby się poważną bijatyką. Obie partie są w koalicji rządzącej, lecz nie miałoby to znaczenia. Dzisiaj raczej brakuje krewkich działaczy, chętnych ryzykować własne zdrowie dla partii. W sieci krąży materiał wideo, w którym wynajęci działacze, zapominając jakie barwy reprezentują, skandują hasła przeciwnika.

Kultura bandhu, strajku politycznego, podczas którego demonstranci siłą zamykają sklepy, wstrzymują ruch uliczny i biją do nieprzytomności opornych, umarła. Ludzie odetchnęli, bo po 2006 roku strajki generalne ogłaszano co kilka tygodni. Społeczeństwo najpierw popierało demonstracje, bo po latach ucisku ze strony armii i monarchii mogło wyrażać swoją złość na ulicach. W końcu zaczęli jednak demonstrować przeciw bandhom i nadużywającym je partiom.

Od pierwszych wyborów do parlamentu konstytucyjnego w 2008 roku wiele się zmieniło. Radość z obalenia monarchii i końca krwawej wojny domowej, w której zginęło 17 tys. ludzi, a dziesiątki tysięcy zaginęło, zastąpiło znużenie niesmacznymi przepychankami polityków nowego ustroju. Demokracja zaczęła się kojarzyć z politykami podziemia, którzy dorwali się do władzy i rozdają posady znajomym. Co pół roku, rzadziej co dwanaście miesięcy, zmieniał się rząd. Przez prawie dekadę u władzy były wszystkie partie. Nikt nie jest już czysty.

Po dziewięciu latach wreszcie uchwalono konstytucję, która nie traktuje równo kobiet i przedstawicieli mniejszości z południa kraju. Po 20 latach wreszcie odbywają się pierwsze demokratyczne wybory na lokalnym szczeblu.

„Będę głosował na kogoś z partii rojalistów" - mówi PAP Sabin Tamang. „Za króla było lepiej. Ale nie chcę powrotu pełnej monarchii i końca demokracji" - dodaje Tamang, który ma zaledwie 25 lat i jest kierowcą busa w Katmandu. Jego pokolenie nie pamięta, jak jeszcze w połowie ubiegłego stulecia Tamangowie byli prawie niewolnikami w Królestwie Nepalu.

„Zagłosuję na Kongres" - mówi PAP Nishal Karki, 42-letni właściciel przydrożnego sklepu z alkoholem. „W mojej okolicy rządzą ludzie związani z tą partią. Nie gryzie się ręki, która daje jeść" - przyznaje, dając do zrozumienia, że boi się lokalnego gangstera, który ma powiązania z tą partią. Takie powiązania ma każda z wielkich partii. Gdy tylko nowa władza pojawia się u steru, policja bierze się za jednych, zostawiając w spokoju drugich.

„Mnie wszystko jedno" - mówi anonimowo jeden z właścicieli prywatnej linii autobusowej obsługującej dystrykt Kavre. „Płaciłem już każdej partii, z każdym się można dogadać" - dodaje. Kartele autobusowe, deweloperskie, oczyszczania miasta i dystrybucji wody, nie dopuszczając konkurencji, świetnie prosperują w nowym Nepalu.

„Zwykli ludzie na wsiach chcą się wreszcie odbudować po trzęsieniu ziemi" - twierdzi Suresh, który czeka na autobus do rodzinnego Barpaku, gdzie w kwietniu 2015 roku znalazło się epicentrum trzęsienia ziemi.

„Jeśli ktoś mi obieca, że pieniądze na odbudowę od razu zostaną wypłacone, to mają mój głos" - dodaje 36-letni Dipesh. Tak jak Suresh również pochodzi z dystryktu Gorkha i wrócił do domu z pracy w Malezji. „Jeszcze kilka lat harówki na saksach i się odbudujemy. Ale to rząd powinien pomóc" - dodaje.

Partie obiecują wszystko, nawet wodę i prąd. „Elektryczność już jest niemal całą dobę dzięki nowemu szefowi państwowego monopolisty, który ukrócił korupcję" - mówi Tsewang Lama, handlujący luksusowym rękodziełem. „Okazało się, że można i już nikt ludziom nie wmówi, że nie ma prądu" - podkreśla.

Koalicja rządząca, Kongres i maoiści, proponują tzw. inteligentne miasta, w których woda i elektryczność będą normą. Nowe partie Bibeksheel i Sajha chcą rozładować korki w Katmandu poprzez budowę naziemnego metra.

„To nierealna bzdura. Moim marzeniem nie jest miasto kopiujące rozwiązania z Zachodu. Tylko nasze rodzime rozwiązania" - mówi PAP Sumana Shrestha, która po 13 latach wróciła z USA do rodzinnego Katmandu. W USA skończyła prestiżową uczelnię techniczną MIT i pracowała jako konsultant biznesowy w Boston Consulting Group.

„Mieliśmy kiedyś miasta, w których ludzie korzystali z przestrzeni publicznej, odpoczywali na dziedzińcach i przydrożnych falczach (rodzaj zadaszonej, bogato rzeźbionej wiaty - PAP). Gdzie istniał system doprowadzania świeżej wody. Te miasta były przyjazne ludziom" - tłumaczy.

Shrestha zorganizowała publiczną debatę dla kandydatów na burmistrza Katmandu. Z 12 startujących pojawiła się tylko czwórka. Oprócz przedstawicieli głównych partii zabrakło m.in. 21-letniej Ranju Darshany, wschodzącej gwiazdy partii Bibeksheel, która stara się pozyskać głosy młodych Nepalczyków.

„To było rozczarowujące. Debatę zorganizowali obywatele niezwiązani z żadną partią. Badania wskazują, że aż 75 proc. Nepalczyków w wieku 18-25 lat nie będzie głosować" - mówi Shrestha dodając, że obecni na debacie kandydaci byli dobrze przygotowani i chętnie rozmawiali z publicznością.

„Te statystyki są porażające" - mówi PAP Arjun Karki, znany tu lekarz, który w latach 80. opatrywał rannych demonstrantów walczących o demokrację i trafił do więzienia. „Rozumiem frustrację. Ale demokracja nie jest łatwa. I nie jest czymś wywalczonym raz na zawsze. Łatwo zaprzepaścić wysiłek mojego pokolenia" - dodaje.

Polityka
Niespodzianka w wyborach w Rumunii. Kandydat prawicy przegrał
Polityka
U Joe Bidena zdiagnozowano raka prostaty o wysokim stopniu złośliwości
Polityka
Europa między Trumpem a Putinem
Polityka
Doradca Zełenskiego: Nie jesteśmy zadowoleni z rozmów w Stambule
Polityka
USA rozpoczną rozmowy o redukcji swoich wojsk w Europie. "Jeszcze w tym roku"