Anna Komorowska pojawiła się przed Sejmem w dniu zawieszenia protestu. - Mogę zadać sobie pytanie, dlaczego miałoby mnie tam nie być? Sumienie mi to nakazywało. Trzeba było wspierać te osoby swoją obecnością. Ja jestem optymistką. Trzeba spokojnie, konsekwentnie i merytorycznie rozmawiać, by rozwiązać tę sytuację - wyjaśnia.

Była pierwsza dama, podkreśla w programie "Newsweek Opinie", że "ma nadzieję, że to nie jest koniec (sprawy z osobami niepełnosprawnymi - red.) i wyłoni się grono ludzi kompetentnych, które potrafią rozmawiać". - Jeśli teraz jest znacznie lepsza sytuacja budżetowa, to w pierwszej kolejności, to trzeba pomóc najsłabszym ogniwom - mówi Komorowska.

Dzięki protestowi zdaniem Komorowskiej dowiedzieliśmy się "dużo na temat osób niepełnosprawnych, w szczególności jak żyją i z jaką skalą problemów muszą się borykać". - Ta sytuacja spowodowała, że osoby z niepełnosprawnościami skonsolidowały się i zaczęły mówić. Wydaje mi się, że można dojść do jakichś rozmów, wniosków, by te osoby mogły godnie żyć - mówi.

Na pytanie, jak ocenia zachowanie wicemarszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, odpowiada: - Zachowanie pana Kuchcińskiego trudno nazwać zachowaniem szlachetnym. Człowiek ten ograniczał metr po metrze przestrzeń osobom, którym i tak było trudno. Nie można pozytywnie ocenić jego zachowania.

Które ze słów protestujących osób niepełnosprawnych najbardziej ją poruszyło? - Ci młodzi, protestujący mężczyźni szalenie godnie znoszący swoje trudy, pokazali, że chcą o osobie decydować na tyle na, ile mogą. Oni mają swoje marzenia i mają prawo je realizować. Trzeba to uszanować. Same z siebie nie mogą wnieść dużo, poza obecnością i ciepłem. Niemniej są osoby z potencjałem, które można wykorzystać do tej sprawy - tłumaczyła była Pierwsza Dama, cytowana przez onet.pl.