Komendant Służby Ochrony Państwa chce wiedzieć o wszystkich wypadkach swoich funkcjonariuszy, nawet jeśli nie byli już oni na służbie, a wypadki wydarzyły się w drodze do pracy lub z niej. Dlaczego? Bo może uznać, że był to wypadek w służbie. To przywilej mundurowych z lat 70., który innym formacjom zniesiono w 2014 r. Dlaczego przywrócono je w SOP? – W mojej ocenie, by kontrolować funkcjonariuszy – ocenia były funkcjonariusz BOR.
Obowiązek powiadomienia komendanta SOP przez funkcjonariusza, który uległ wypadkowi, wprowadzono do nowej ustawy o Służbie Ochrony Państwa, która powstała po zlikwidowaniu Biura Ochrony Rządu w lutym tego roku. Każdy funkcjonariusz nowej Służby, który miał wypadek w drodze do pracy lub po pracy, musi natychmiast zgłosić sprawę przełożonemu, a ten zobowiązany jest wszcząć niezwłocznie postępowanie powypadkowe. To komisja SOP ustali, czy zdarzenie było wypadkiem w pracy i czy funkcjonariuszowi należy się odszkodowanie. Z przepisów cywilnych przeniesiono zapis, że droga do pracy lub z pracy „była najkrótsza i nie została przerwana” oraz była „życiowo uzasadniona”.
Sprawa budzi w środowisku funkcjonariuszy kontrowersje.
Specjalna komisja w wewnętrznym postępowaniu sprawdzi okoliczności wypadku, w tym to, czy wracając do domu po służbie, funkcjonariusz nie był pod wpływem alkoholu, środków psychotropowych lub narkotyków i czy fakt ten nie przyczynił się do wypadku. Wtedy SOP zamiast przyznać pełnopłatne chorobowe wypłacane z budżetu SOP, a w przyszłości odszkodowanie i zadośćuczynienie za uszczerbek na zdrowiu, ma prawo wdrożyć funkcjonariuszowi postępowanie dyscyplinarne. – To metoda kija i marchewki – dajemy rzekomo bonus, przywilej, z drugiej strony pilnujemy, jak nasi funkcjonariusze zachowują się po pracy. I jak wyjdzie, że mieli wypadek po piwku, to zamiast odszkodowania wyrzucimy go z pracy. Moim zdaniem SOP chce mieć ludzi pod kontrolą nawet w wolnym od służby prywatnym czasie – ocenia jeden z oficerów.
Służba wiąże się z nielimitowanym czasem pracy. Przykładem jest tu chociażby kierowca audi, który w lutym ub.r., wioząc ówczesną premier Beatę Szydło, wjechał w drzewo. Jak twierdziło MSWiA, funkcjonariusz rozpoczął pracę o godz. 18 na lotnisku w Krakowie, dokąd przyleciała premier Szydło spóźniona o 3 godziny. De facto kierowca rozpoczął służbę już o 7.29 rano, kiedy to z centrali BOR (poprzednik SOP) pobrał broń i auto i dojechał z Warszawy do Krakowa.