Poseł Platformy swój najnowszy wpis poświęca spotkaniu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z mieszkańcami Skierniewic: „Gdyby nie było Palikotów, Niesiołowskich, czy Tusków to można by było rozmawiać” – rzekł przedwczoraj wódz Jarosław do mieszkańców Skierniewic i trzeba by mu przyklasnąć. Najlepszymi partnerami do rozmów z Kaczyńskim byli przecież Lepper z Giertychem. Prawda: wódz nadal może pogadać z ojcem Rydzykiem i z własnym bratem, ale innych partnerów wokół Jarosława Kaczyńskiego nie widzę.

I drugi cytat ze Skierniewic: „Obecnie rządzący mogą się ładnie uśmiechać, dobrze grać w piłkę i jeździć na nartach, tylko rządzić nie potrafią”. Wódz PiS ma trochę inaczej: ładnie się nie uśmiecha, na nartach nie jeździ, w piłkę grać nie potrafi, a jak rządził – każdy wie, bo każdy widział.

Skąd ta retoryka? Kaczyński musi teraz zaistnieć. Nie ma innego wyjścia. Zbliżający się zjazd programowy stawia go przed koniecznością uwiarygodnienia się we własnej partii: musi pokazać, że ma nowoczesny program, że mówi językiem „czasów kryzysu”, że Polska tonie, a arkę Noego może zbudować wyłącznie PiS. Dlatego też wysyła do boju, z prezentacjami w PowerPoincie, swoje partyjne aktywistki, nakazując im łgać, bronić archaicznych poglądów i projektów Prawa i Sprawiedliwości.

Ale sam wódz - mały wódz na mały kryzys - nie potrafi się zmienić. Nadal wskazuje wrogów, ponieważ bez wrogów nie istnieje. Kaczyński wie, że nie mając przeciwnika w postaci „brutalnie atakującego układu” i „wrogiego frontu” traci rację bytu w polityce. W 2009 roku chciałby być jak Neo z „Matrixa”, a przecież nadal jest tylko częścią archeo w „Seksmisji”.