Poseł Ireneusz Raś, choć powinien, nie wpisał w złożonym w kwietniu 2009 roku oświadczeniu majątkowym, od kogo pożyczył pieniądze. Odnotował jedynie: „Umowa cywilnoprawna – pożyczka na kwotę 282 tys. w związku z inwestycją budowy domu”. Od kilku miesięcy próbowaliśmy się skontaktować z posłem, by to wyjaśnić. Pytaliśmy w lipcu tego roku – Raś milczał. Kolejny raz pod koniec września – e-maile do biura poselskiego i esemesy pozostały bez odpowiedzi.
„Rz” poprosiła o interwencję Sejmową Komisję Etyki Poselskiej. Wczoraj poseł Raś tłumaczył się przed nią z tajemniczej pożyczki. Co usłyszeli posłowie? Że pożyczkę zaciągnął u „przyjaciela, z rodziny” i że już pieniądze oddał, bo wziął kredyt z banku. Nazwiska „przyjaciela” jednak nie podał. Milczał też, kiedy pytano go, dlaczego ignorował pytania „Rz”.
– Poseł został zobowiązany do złożenia dodatkowego oświadczenia i wyjaśnienia sprawy pożyczki. Ma to zrobić na najbliższym posiedzeniu Sejmu, a więc po 18 listopada – mówi „Rz” Elżbieta Witek (PiS), przewodnicząca Komisji Etyki. Zaznacza, że zgodnie z prawem parlamentarzysta musi podać, ile pieniędzy pożyczył, w jakim celu, od kogo i na jaki procent. – Także wtedy, gdy jest to osoba prywatna – podkreśla Witek.
Ireneusz Raś odebrał telefon od „Rz” dopiero wczoraj późnym wieczorem, po interwencji Mirosławy Nykiel, rzeczniczki dyscypliny partyjnej PO.
– Marszałek Sejmu przyjął moje oświadczenie i nie miał żadnych uwag – tłumaczył „Rz”. Ale nazwiska pożyczkodawcy nie chciał nam zdradzić. Stwierdził tylko, że to „prawie kuzyn” i „bliski jak rodzina”. Zaznaczał, że nie łączą ich żadne relacje biznesowe. – Sam mi te pieniądze zaproponował, kiedy pod koniec 2008 r. były problemy z kredytami, na roczny procent 6,2 – mówi Raś. – Kiedy w lipcu bank dał mi kredyt na dobrych warunkach, w sumie 475 tys. zł, oddałem mu pożyczkę. Ujawnię wszystko w oświadczeniu – zapewnia.