- W latach 2006-2008 prowadziliśmy projekt mający na celu monitorowanie w Polsce procesu stanowienie prawa. W ramach projektu zgłosiliśmy w rządzie m.in. zainteresowanie pracami nad ustawą o grach losowych i zakładach wzajemnych. Nieprzypadkowo, bo prace nad tą ustawą w poprzedniej kadencji budziły już pewne kontrowersje - informuje Grażyna Kopińska z Fundacji im. Batorego.
Dodaje, że fundacja zgłosiła zainteresowanie, gdy wstępny projekt ustawy opublikowano już na stronach internetowych kancelarii premiera. We wniosku zgłoszeniowym zawarła szereg uwag do ustawy. Specjalistom od walki z korupcją nie podobało się m.in. to, że ustawa przekazywała wiele kompetencji ministra finansów w ręce firmy komercyjnej. - Na nasze uwagi nie uzyskaliśmy odpowiedzi - mówi Grażyna Kopińska. - Nie wiem, czy w sprawie ustawy zorganizowano tzw. konferencję uzgodnieniową, ale również nie dostaliśmy żadnej informacji w tej sprawie - dodaje.
Zaznacza, że nie jest to niczym wyjątkowym, bo instytucje odpowiedzialne za przygotowanie ustaw rzadko reagują na pisma z fundacji. Zdaniem posła PO Sławomir Neumanna z hazardowej komisji śledczej, sytuacja jednoznacznie wskazuje jednak, że PiS miał coś do ukrycia w sprawie ustawy hazardowej. - Nie dziwi mnie, że rząd PiS nie chciał nadzoru nad tymi pracami, skoro, jak wynika z dokumentów, te prace od początku były chore - uważa.
Przypomina, że do komisji śledczej napłynęła niedawno powstała za rządów PiS analiza Centralnego Biura Antykorupcyjnego dotycząca prac nad ustawą hazardową, z której wynika, że ustawę pisano pod Totalizator Sportowy, a jej głównym beneficjentem miała być współpracująca z nim firma GTech, producent urządzeń do hazardu. Analiza mówi też, że ustawę forsował ówczesny szef komitetu stałego rady ministrów Przemysław Gosiewski. O istnieniu analizy jako pierwszy doniósł portal tvp.info.
- Nie robiłbym tragedii z powodu Fundacji Batorego. To raczej próba odwrócenia uwagi - komentuje jednak poseł PiS Marek Suski. - Faktem jest, że afera hazardowa wybuchła dlatego, że prominentni politycy PO pisali ustawę na cmentarzu. Podobnie zachowywało się SLD, kiedy wybuchła afera Rywina. Politycy tej partii mówili, że winni są wszyscy, tylko nie oni - dodaje.